Protest producentów warzyw i ziemniaków

Producenci ziemniaków i innych warzyw planują 23 maja protest rolników w Warszawie. W związku z tym o ocenę sytuacji na rynku warzyw, oczekiwania strony protestującej i proponowane rozwiązania zapytaliśmy prezesa Stowarzyszenia Unia Warzywno-Ziemniaczana Michała Kołodziejczyka.

– Proszę powiedzieć kilka słów o sobie  i o tym, co skłoniło Pana do zaangażowania się w akcję portestacyjną.
Michał Kołodziejczyk (Stowarzyszenie Unia Warzywno- Ziemniaczana): Jestem właścicielem średniej wielkości gospodarstwa zajmującego się produkcją warzyw i ziemniaków. Sprzedaję swoje plony przede wszystkim ogłaszając się na internetowej platformie igrit.pl. Uważam, że system rynków hurtowych, jaki powstał w Polsce na początku lat 90. XX wieku, nie sprawdził się i nie ma sensu go wskrzeszać. Bo rolnik powinien skupiać się na produkcji, a nie wystawać na placu, licząc że może znajdzie się nabywca na jego towar. Handel powinien w państwie prawa tak być zorganizowany, żeby rolnik nie musiał się bać, że na jego towarze uprawiana jest lichwa, a tak obecnie wygląda nasz rynek, gdzie ziemniaki u rolnika kosztują 0,20 zł/kg, a w markecie 2,5 zł/kg, a np. świnia kosztuje 4 zł/kg, podczas gdy klient w sklepie płaci 30 zł/kg wieprzowiny. Uważam, że to rząd powinien dopilnować i wskazać, gdzie ta lichwa ma miejsce. Chcielibyśmy wiedzieć, jakie są marże i ilu jest pośredników między producentem, a rynkiem detalicznym.

Jak stowarzyszenie ocenia obecną sytuację producentów warzyw i ziemniaków?
– Tragicznie – jesteśmy my, jako producenci postawieni pod ścianą i nie mamy możliwości dalej się cofnąć. Nasze plony sprzedajemy po kosztach produkcji, a nawet nie uzyskując ich zwrotu i nie mamy już możliwości obniżania tych kosztów. Jeśli nawet ceny są niskie, ale jest zbyt to można szukać jeszcze jakiś rozwiązań, ale w najgorszej sytuacji znaleźli się ci, którzy nie mają komu sprzedać swoich plonów.

Nie wynika to ze złej jakości oferowanych warzyw. Przyczynę tej sytuacji widzimy w tym, że sieci supermarketów, przez które odbywa się sprzedaż większości warzyw w naszym kraju, nie są zainteresowane sprzedażą dużych ilości polskich produktów. Skupują nasze warzywa tylko w sytuacji, gdy kończy się im towar z importu. Wówczas widzimy, jak duże mają możliwości sprzedaży. Ze względu na istniejący globalny rynek nie ma tu różnicy w kosztach czy jest to produkt sprowadzony z południa Europy, czy krajowy. Zauważamy, że w interesie danego marketu jest sprzedaż produktów z kraju, z którego dana sieć się wywodzi, co można obserwować na przykładzie oferowanych tam ziemniaków, np. w niemieckiej sieci najczęściej można znaleźć ziemniaki wyprodukowane w Niemczech, a w sieci z kapitałem brytyjskim – z Wielkiej Brytanii.

Ten przykład pokazuje, że niektóre kraje wspólnoty europejskiej potrafią zadbać o interesy swoich producentów. Polskie rolnictwo w tej sytuacji jest odcięte od sprzedaży detalicznej, bo znaczenie rynków hurtowych w handlu polskimi warzywami i ziemniakami wraz z rozwojem sieci marketów drastycznie spadło. Dostawy warzyw do sieci marketów opanowały duże grupy producentów, które dostarczają część zamówionego przez odbiorcę towaru z własnej produkcji, ale zaplecze, kontakty i kapitał, jaki posiadają, pozwalają im na ściągnięcie towaru takiego, jaki im market każe.

Podobnie zła sytuacja panuje w przypadku produkcji warzyw do przetwórstwa, ponieważ w latach transformacji zdecydowana większość polskich zakładów przetwórczych (np. Hortex, Winiary) przeszła w ręce kapitału zagranicznego. Uważam, że to był duży błąd, bo teraz zarzuca się nam, że nie mamy podpisanych kontraktów, ale ja pytam z kim te kontrakty podpisać? Z przetwórnią, która jest w rękach zagranicznych, a często udziałowcami zakładu są plantatorzy zagraniczni i dbają głównie o własne interesy? Polski producent nie ma gdzie sprzedawać. Pozostaje nam liczyć na jakieś klęski żywiołowe, które zniszczyłyby uprawy w Niemczech, Hiszpanii, Francji, Grecji, Egipcie czy Maroku to może wtedy mielibyśmy możliwość zbytu, ale ostatnie lata należą do dość urodzajnych i stąd nasza sytuacja jest coraz gorsza.

– Jakie były Państwa, jako strony protestującej oczekiwania i propozycje w trakcie rozmów w ministerstwie?
– Z naszej strony było bardzo dużo propozycji i podanych rozwiązań, chociaż unikam odpowiedzi na pytanie, jakie są rozwiązania tej sytuacji, bo w takim razie za co minister rolnictwa bierze pieniądze? Żeby mu rolnik dawał gotowe rozwiązania? Uważam, że jako podatnik mam prawo zgłosić problem i osoba piastująca tak wysokie stanowisko nie powinna robić ze mnie pośmiewiska, tylko mnie wysłuchać. Gdyby udało się zasiąść przy wspólnym stole być może byłoby możliwe wypracowanie wspólnie rozwiązań. Jednak na naszym spotkaniu w ministerstwie rolnictwa skończyło się jedynie na wskazywaniu problemów. To przykre, ale potraktowani zostaliśmy zupełnie niepoważnie.

Dziś, po obwieszczeniu w Biuletynie Informacji Publicznej, że nasza manifestacja planowana na 23 maja się odbędzie, ja i moi koledzy mieliśmy kilka telefonów z ministerstwa z zapytaniem o wskazanie firm, które naszym zadaniem należałoby skontrolować. Ta sytuacja przekonuje mnie o słuszności naszych działań. Chcemy, żeby manifestacja była pokojowa, ale jednak wymaga ona zamknięcia głównej ulicy stolicy na kilka godzin. Strajk musi być uciążliwy, żeby został zauważony. Przekonałem się, że większość osób aktualnie zajmujących stanowiska w ministerstwie rolnictwa nie wykazuje chęci pomocy w rozwiązaniu tej trudnej dla plantatorów sytuacji. Stąd dzisiaj naszym podestowym postulatem jest odwołanie ministra rolnictwa wraz z wiceministrami, zastępcami i dyrektorami departamentów, łącznie z pracownikami decyzyjnymi.

Czy ministerstwo i agendy rządowe zaproponowały jakieś akceptowalne zmiany czy rozwiązania?
– Na nasze prośby o interwencję strona rządowa rozpoczęła wykonywanie raportów i kontroli, ale rolnicy nie są zainteresowani wynikami tych czynności, tylko konkretnymi rozwiązaniami, które mogłyby przełożyć się na rozwiązanie ich problemów. Wydaje mi się, że jest potrzeba analizy tego, co gdzie jest sprzedawane, razem z urzędem skarbowym, co wymagałoby też interwencji samego premiera, ponieważ sprawy, o których my mówimy, wykraczają poza ramy działalności ministerstwa rolnictwa.

– Jakie mają Państwo plany po strajku zapowiadanym na 23 maja w Warszawie?
– Powiem tylko tak: to jest dopiero początek. Zobaczymy, z jakim się spotka zainteresowaniem, a póki co przerasta ono nasze oczekiwania. Spotykam się z opiniami rolników, że bardzo długo czekali na podobne ruchy, ponieważ niektóre związki rolników są uzależnione od decyzji ministerialnych i nie podejmują aktywnych działań.

– Skąd pomysł na powołanie Stowarzyszenia Unia Warzywno-Ziemniaczana i od jak dawna ono funkcjnuje?
–  Pierwsze wiejskie spotkanie odbyło się 28 lutego br., ale zauważyliśmy, że nie możemy funkcjonować jako grupa rolników spotykająca się w remizie, potrzebujemy konkretnej organizacji, która będzie reprezentować rolników, dlatego powołaliśmy stowarzyszenie. Zainteresowanie naszym działaniem jest tak duże, że widzimy potrzeby tworzenia struktur nie tylko związanych z warzywami i ziemniakami, ale również z innych dziedzin rolnictwa, a także rozszerzenie działań na całą Polskę, ponieważ obecnie widzimy brak możliwości wspólnego działania na rzecz rolników indywidualnych prowadzących różne działalności.

– Jak Pan szacuje, ile osób może wziąć udział w manifestacji w Warszawie?
Ja nie szacuję, ja działam, przy wsparciu grupy ludzi. Zdecydowałem się na przewodzenie tej grupie i teraz jestem wystawiony pod „ostrzał” mikrofonów, ale podkreślam, że nie jestem sam, mam grupę wspierającą, która nie zastanawia się, ile będzie ludzi podczas protestu; nam zależy na efektach, jakie chcemy osiągnąć.

Rozmawiała Aleksandra Andrzejewska

Related Posts

None found

Poprzedni artykułOgromne szkody po ulewach w austriackiej Styrii
Następny artykułOchrona dla tureckich brzoskwiń i fig

6 KOMENTARZE

  1. zaczyna doskwierać debilna rusofobia i bezmyślne sankcje, które zamiast Rosję, coraz bardziej zaczną niszczyć całą Polską gospodarkę, mając taki potężny rynek zbytu pod nosem, durny Polak zachłysnął się obiecankami skorumpowanego nierządu.

  2. No i dobrze zablokujcie stolice tez przyjade, mamy swije polskie ale zachod pcha swoj towar…
    Ciekawe czy niemcy czy francuzi by tak dlugo czekali jak my do tej pory
    Ciekawe czu nasze krajowe i niektajowe media pokaza w tv relacje po 23 maja?

  3. Jak sie robi zakupy w supermarkecie w Anglii to na kazdym kroku jest podkreslane to lokalny towar i lookalny dostawca… nasze ( a wlasciwie obce) sieci niby tez to maja ale praktyka jest inna tansze najlepsze … wiec tez sie wybieram do wawy

  4. Zapewne macie rację państwo warzywnicy – ale jeśli się ma zablokować Warszawę, to trzeba mieć jakiś konkret. Odwołanie Jurgiela? Ale kto niby go wam odwoła – Kaczyński? Lista postulatów to powinien być konkret – np. kary za przepakowywanie towarów w polskie opakowania – 100 tys. Np. stosunek warzyw polskich do importowanych w sklepie taki a taki. Itp. Porywacie się na dużą rzecz, to jej nie zmarnujcie na bicie piany.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz treść komentarza
Wpisz swoje imię

ZGODA NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH *

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany, podajesz go wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie udostępnimy go osobom trzecim. Nie wysyłamy spamu. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem*.