Poza dydaktyką i obowiązkami administracyjnymi na SGGW uczestniczył w pracach wielu ważnych instytucji publicznych: przewodniczył Komitetowi Nauk Ogrodniczych PAN, Radzie Naukowej COBRO, był jednym z inicjatorów budowy Wydziału Ogrodniczego SGGW, powołania Polskiego Towarzystwa Nauk Ogrodniczych.
Jak wspominają Jego dawni współpracownicy, to właśnie Henryk Skąpski był jednym z dwóch (wraz z prof. dr hab. Emilem Chroboczkiem) inicjatorów stworzenia Instytutu Warzywnictwa w Skierniewicach i najbliższym doradcą (członkiem Rady Naukowej IW) Profesora – późniejszego dyrektora tej placówki naukowej.
Profesor Henryk Skąpski wszechstronną wiedzą dzielił się nie tylko jako dydaktyk ze studentami SGGW, ale upowszechniał ją także na łamach periodyków branżowych. Jako popularyzator nauki przez dziesiątki lat udzielał się w Radzie Programowej naszego miesięcznika „Hasło Ogrodnicze”, jednocześnie pełniąc od 1964 roku funkcję konsultanta jego działu „Warzywnictwo”. Przez wiele lat bywał jurorem konkursów i olimpiad wiedzy ogrodniczej, organizowanej przez „Hasło Ogrodnicze”. Popularne i niezastąpione jako pomoc dla producenta programy ochrony warzyw – w takiej właśnie postaci, jak wydawane dzisiaj, to Jego koncepcja.
Był bardzo racjonalnym marzycielem – nie ukrywał ani swoich przekonań, ale nie odczuwał potrzeby „nawracania” ludzi ze swojego otoczenia czy trwonienia czasu na wymachiwanie sztandarem ze swojej barykady. Zawsze szukał możliwości zrealizowania swoich pomysłów w tych warunkach, w których przyszło Mu pracować. Na przykład mocno kibicował wysiłkom środowiska ogrodniczego, walczącego o większe przydziały węgla dla szklarniowców, czy o urealnienie wymiaru podatku od działów specjalnych. Podsuwał pomysły, (z naciskiem na popularyzowanie nowoczesnych technologii, także nowinek agrotechnicznych, które z trudem, aczkolwiek „przeciskały się” przez żelazną kurtynę, podsyłał w tym celu prasę lub kopie zagranicznych doniesień), prezentował dorobek własny i zespołu podległych Jemu, młodych naukowców dotyczący prac nad torfowo-wodną uprawą pomidorów i ogórków, opracowywał system oszczędnego ogrzewania szklarnią, wskazywał ludzi czy instytucje, które mogą posunąć sprawy naprzód. Całą energię kierował na opracowanie koncepcji „zielonej taśmy” – takiego doboru uprawianych gatunków, by osłony mogły być eksploatowane od przedwiośnia do późnej jesieni. Gdy fiskus uczepił się osłon ogrzewanych, opracowywał sam – lub zachęcał do zajęcia się tym zagadnieniem innych – koncepcje towarowej uprawy gatunków o mniejszych wymaganiach cieplnych. Wskazywał, u kogo takie tematy możemy zamawiać. Równolegle – w PAN-ie, COBRO, IW i gdzie tylko był zaangażowany, podsuwał pod oczy straty, jakie sobie fundujemy niedopracowanymi koncepcjami. Bez świętego oburzenia, neofickiej gorliwości, wywoływania personalnych konfliktów. Jasno stawiał problem, o ludziach mówił co najwyżej z wyrozumiałą pobłażliwością.
Tak też traktował nas, redaktorów – po jego pochwałach wyrażanych na posiedzeniach konsultantów czy w rozmowach o konkretnych tekstach – dobrze wiedzieliśmy, co na przyszłość poprawić w warsztacie, gdzie szukać drugiego dna problemu wydawałoby się oczywiście jasnego, czy autora naprawdę mającego coś do powiedzenia w kwestii, jaką poruszyliśmy. Czasem byłoby lepiej, gdyby po prostu skrytykował, ale też nie zdarzyło się, by chciał nas zawstydzić naszymi niedoróbkami. Najgorsze było to, że podczas spotkań zawsze brakowało czasu na dokończenie ledwie rozwijających się wątków tematycznych.
Profesor choć zawodowo i hobbystycznie bez reszty oddany warzywnictwu miał zawsze bardzo aktualne, frapujące przemyślenia na temat szeroko pojętej polityki gospodarczej. Pamiętajmy, że doradzał nam w kilku jakże różnych epokach – od gierkowskich reform wsi (gospodarstwa specjalistyczne, zespoły), przez lata festiwalu Solidarności, mizerię koncepcyjną lat 80/90 XX w., cudaczne mrzonki pierwszych lat III RP, po umoszczenie się Polski w UE. Czasem wyglądało na to, że „Hasło” zdryfuje na pozycje bliższe tygodnikom opinii, ale w kolejnych numerach po takich dyskusjach nadal czytelnik znajdował porady a nie manifesty.
Kilka lat temu, wychowawszy merytorycznie trzy generacje redaktorów, Profesor przekazał „pałeczkę” konsultanta młodemu pokoleniu naukowców specjalizujących się w dziedzinie warzywnictwa. Nie zerwał jednak z nami kontaktu – pozostał honorowym konsultantem – do ostatnich dni bardzo interesował się losami „Hasła, z którym, jak podkreślał podczas rozmów telefonicznych, czuł nieprzerwaną więź.
Praca i kontakty z Profesorem były wielką przyjemnością. Do ostatnich chwil podsuwał pomysły, czym jeszcze się zająć na łamach „HO”, jaki temat warto by poruszyć, a może w jakim kierunku ewoluować, pamiętając o przesłaniu, z jakim w 1932 r. powstał ten branżowy periodyk.
Profesorze, trudno pogodzić się z myślą, że próżno czekać telefonu od Pana…
Dziękujemy
Pracownicy firmy Plantpress
Uroczystości pogrzebowe rozpoczną się 28 stycznia o godz. 11.50 w kościele murowanym na Cmentarzu Bródnowskim w Warszawie.
Smutne, smutne też że nie ma ich następców. W pogoni za komercją nie ma pokolenia które mogłoby ich zastąpić.