Dzisiaj jego syn Rafał wdraża się już w prowadzenie firmy (fot. 1).
– Zaczynał Pan przygodę ze szkółkarstwem od produkcji krzewów róż i drzewek wiśni, co dziś dominuje w asortymencie?
Janusz Marek: Działalność szkółkarską rozpocząłem w 1979 r. W tym czasie było duże zapotrzebowanie na krzewy róż i drzewka wiśni, zatem podobnie jak moi koledzy z regionu, produkowałem to, na co był popyt. Róże sprzedawałem do Szwecji, a wiśnie na krajowym rynku. W latach 80 ub.w. pojawiło się zapotrzebowanie na jabłonie, a przyczyniła się do tego głównie mroźna zima 1986/87, kiedy wymarzło dużo sadów jabłoniowych. Była to dla sadowników nie tylko okazja do zmiany asortymentu odmianowego w sadach, ale i unowocześnienia technologii. Proponowano wówczas zakładanie sadów na podkładkach półkarłowych i karłowych, co umożliwiało szybkie wchodzenie drzew w owocowanie, ale wymagało posadzenia ich większej liczby na hektarze. Zwiększone zapotrzebowanie na drzewka jabłoni spowodowało zmiany także w szkółce. Dzisiaj to jabłonie stanowią 70% asortymentu. Pozostałe gatunki to wiśnie, śliwy, czereśnie i grusze.
– Jaka jest roczna produkcja drzewek w szkółce i jaki towar Państwo oferują?
– Rocznie produkujemy około 160–165 tys. drzewek, z czego 120 tys. szt. stanowią jabłonie, wiśnie – ok. 25 tys. szt., śliwy – 10 tys. szt., czereśnie i grusze – po około 5 tys. szt. W naszej szkółce, w której prowadzenie zaangażował się już syn Rafał, produkujemy tylko okulanty z okulizacji letniej. Wszystkie drzewka jesienią wykopujemy. Jeżeli nie uda się sprzedać całego towaru, wiosną drzewka po przechowaniu sadzimy, przycinamy i produkujemy dwuletnie z jednoroczną koroną. Z naszych obserwacji wynika, że jest nadal wielu sadowników, którzy w sadzie wolą posadzić okulanty. Być może wynika to z kosztów zakupu drzewek, braku nawadniania albo innych uwarunkowań. Ostatnie zimy dokonały spustoszeń nie tylko w szkółkach i wiele drzewek nabywanych jest w celu uzupełnienia rzędów w sadach.
– Jak zatem wygląda sytuacja w Pana szkółce po ostatnich zimach?
– Najwięcej spustoszeń w matecznikach dokonała poprzednia zima, 2011/2012. Wtedy nie tylko u nas przemarzły rośliny mateczne. Im starsze okazy, tym bardziej ucierpiały. Obecnie mateczniki wyglądają jak „przestrzelone” (fot. 2). Nadal pozyskujemy z nich podkładki do produkcji (fot. 3), jednak nie pokrywają one całkowicie naszych potrzeb i część materiału (ok. 30%) importujemy z Włoch lub Holandii. Poprzedniej zimy największe straty odnotowaliśmy w wypadku podkładek ‘Colt’ i ‘Pigwa S1’, a wśród jabłoni – na ‘M.9’. Z uwagi na wiek mateczniki niebawem przestaną podlegać kwalifikacji i trzeba będzie je odnowić. Zwykle zakładam je na własnym gruncie, gdyż jest to uprawa wieloletnia.
Fot. 2. Uszkodzone przez mróz zimą 2011/2012 rośliny mateczne ‘P 60’…
… i ‘Pigwa S1’
Fot. 3. Matecznik po podsypaniu
[NEW_PAGE]– Jakimi gruntami Pan dysponuje i na jakiej powierzchni prowadzona jest produkcja szkółkarska?
– Nasze gospodarstwo jest chyba najmniejszym w regionie, jeżeli chodzi o grunty własne – mamy tylko 4 ha i w połowie są one przeznaczone na mateczniki. Drzewka produkujemy na gruntach dzierżawionych, co w wypadku upraw szkółkarskich jest korzystne ze względu na konieczność zmianowania. Jednak działki w naszym rejonie są niewielkie, czasem trzeba określoną powierzchnię zebrać od kilku sąsiadów. Cena gruntów jest bardzo wysoka z uwagi na bliskość Lublina. Rocznie dzierżawimy 16–20 ha i na tej powierzchni produkujemy drzewka – po 5– 6 ha zajmują okulanty i podkładki do okulizacji, z czego 4 ha przypada na okulanty jabłoni, pozostały areał to wiśnie, czereśnie, śliwy i grusze.
– Jakie odmiany i na jakich podkładach są oferowane w gospodarstwie?
– Kiedyś produkowaliśmy nawet 40 odmian jabłoni. Obecnie jest ich tylko kilka: ‘Golden Delicious Reinders’, ‘Gala Must’, ‘Idared’ i jego czerwone sporty ‘Najdared’ i ‘Idaredest’, Jonagoldy, Szampion Reno 2, ‘Ligol’, ‘Red Boskoop’, ‘Gloster’, ‘Red Chief’ Camspur® oraz jako dodatek do asortymentu – ‘Mutsu’. Jabłonie w większości okulizujemy na podkładce ‘M.9’, mniej na ‘M.26’ i niewielką partię na ‘M.7’ i ‘P 60’ (głównie ‘Ligol’) oraz ‘P 14’ (odmiany krótkopędowe, m.in. Camspur®).
W wypadku gruszy oferujemy tylko dwie sprawdzone odmiany, które zawsze cieszą się zainteresowaniem: ‘Konferencja’ i ‘Lukasówka’ – te przeznaczone na rynek krajowy są okulizowane na ‘Pigwie S1’, a na eksport – na gruszy kaukaskiej. W produkcji wiśni ‘Łutówki’ wykorzystujemy tylko antypkę, z uwagi na znaczną wrażliwość na mróz czereśni ptasiej (fot. 4). Podobnie jest w przypadku śliw – oferujemy odmiany ‘President’, ‘Amers’, ‘Katinkę’ oraz ‘Węgierkę Zwykłą’, na którą jest rosnący popyt – nie produkujemy ich na ‘Węgierce Wangenheima’, tylko na ałyczy. Nasz asortyment czereśni obejmuje odmiany: ‘Kordia’, ‘Summit’ i ‘Sylwia’ (jako podkładkę wykorzystuje się ‘Colt’). Zwłaszcza ta ostatnia jest ciekawa ze względu na słabą siłę wzrostu.
Fot. 4. ‘Łutówka’ zaokulizowana na antypce nie daje gwarancji 100% przyjęć
– A co z ospowatością śliw, czy nie obawia się Pan pojawienia się tej choroby w produkcji?
– Wszystkie komponenty wykorzystywane do produkcji śliw pochodzą ze źródeł podlegających kontroli. Oczka nabywam w sadzie zraźnikowym w Prusach. Dokładam wszelkich starań, aby drzewek nie zasiedliła mszyca. Poza tym w rejonie, w którym produkuję drzewka, nie ma intensywnych sadów śliwowych, są tylko uprawy krzewów jagodowych, głównie malin, zatem ryzyko infekcji jest niewielkie. Moja szkółka podlega urzędowym kontrolom i kwalifikacji, gdyby materiał nie spełniał wymogów zdrowotnych, nie byłby dopuszczony do obrotu.
– Szkółka jest zakładana na glebach lessowych, zatem żyznych. Jakie jest nawożenie?
– W naszym rejonie rzeczywiście gleba jest lessowa, żyzna. Nie ma tradycji sadowniczych, uprawiane są tylko rośliny rolnicze i maliny. Gleba nie jest zatem zmęczona uprawą gatunków trwałych i z uwagi na konieczny płodozmian zazwyczaj jest w dobrej kulturze. Po wydzierżawieniu działek pod szkółkę, zazwyczaj na rok przed planowanym posadzeniem podkładek, pod orkę głęboką stosujemy obornik w ilości 40–50 t/ha, a w sezonie rośnie gorczyca, która jako roślina fitosanitarna poprawia stan gleby oraz jej strukturę. Odkąd stosuję obornik, nie widzę potrzeby używania dużych ilości nawozów mineralnych, które kiedyś stanowiły podstawę nawożenia. Obornik nabywam (wraz z usługą rozrzucenia) w pobliskich gospodarstwach specjalizujących się w produkcji mleka. Sprawia on, że do gleby wprowadzone są nie tylko makro-, ale i mikroelegomenty, i to we właściwych proporcjach. Dodatkowo obornik wzbogaca glebę w materię organiczną oraz poprawia jej strukturę.
Jesienią przed wiosennym sadzeniem podkładek pod orkę głęboką wysiewam bezazotowy nawóz mineralny Tarnogran PK (CaMgS) w ilości około 400 kg/ha. Jest to nawóz wieloskładnikowy produkowany przez Zakłady Chemiczne „Siarkopol” w Tarnobrzegu, zawierający 12% fosforu (P2O5) rozpuszczalnego w kwasach mineralnych, 23% potasu (K2O) w formie soli potasowej, 6% wapnia (CaO), 4% magnezu (Mg) w postaci siarczanu magnezu i 4% siarki w postaci siarczanowej.
[NEW_PAGE]Wiosną natomiast, przed posadzeniem podkładek, dostarczany jest do gleby azot w postaci Saletrzaka (N 27,5%, CaO 3,5% i MgO 5%) 300 kg/ha. Jest to nawóz dobrze rozpuszczający się w wodzie i nie powodujący zakwaszenia gleby. Do 20 czerwca podawana jest ostatnia dawka azotu i najczęściej używana jest w tym celu saletra amonowa z Zakładów Azotowych z Puław, w dawce do 200 kg/ha, ale jest to zależne od kondycji roślin.
– A dokarmianie dolistne?
– W tym celu używamy po posadzeniu podkładek dwa razy Fertileader Vital, w odstępie 14-dniowym (5 l/ha) na przemian z Asahi SL (2 zabiegi w dawce 1 l/2,5 ha).
– Jak wykonywane są zabiegi agrotechniczne?
– Wszystkie prace związane z wyprowadzeniem koron w okulantach są wykonywane ręcznie i w ściśle określonych terminach. W bieżącym roku nie było to łatwe z uwagi na deszczową pogodę. Woda jest potrzebna okulantom, ale jej nadmiar w połączeniu z wysoką temperaturą sprzyja rozwojowi glonów (fot. 5), co powoduje słabe napowietrzenie gleby. Dodatkowo szybko rosną chwasty. Obecnie (na początku czerwca – red.) najpilniejsze jest pensowanie okulantów (fot. 6), w następnej kolejności po odchwaszczeniu szkółki będziemy montować do nich paliki. Koronki w jabłoniach wyprowadzamy na wysokości 60–70 cm (fot. 7), a w wiśniach – 60 cm.
Fot. 5. Nadmiar opadów i wilgoci w glebie w połączeniu z wysoką temperaturą spowodował rozwój glonów
Fot. 6. Podczas pensowania wiśni pędy syleptyczne nie są usuwane całkowicie, ale pozostawiany jest pewien odcinek, co zabezpiecza przed rozwojem chorób (m.in. raka bakteryjnego)
Fot. 7. Okulanty jabłoni tuż przed palikowaniem
Aby drzewka były ładnie rozgałęzione, stosujemy ukręcanie liści wierzchołkowych (fot. 8), które trzeba wykonać umiejętnie – nie za mocno, aby nie zniszczyć stożka wzrostu, ale też nie za słabo, aby zabieg był efektywny (nie używamy do tego żadnych preparatów poprawiających wybijanie pędów syleptycznych). Mateczniki opielane są maszynowo i tak samo obsypywane w sezonie i odkrywane wiosną (za pomocą dmuchaw szkółkarskich).
Fot. 8. Uszczykiwanie liści wierzchołkowych na okulantach sprzyja ich rozgałęzianiu się – sposób wykonania…
… i efekt
– Jak przechowywane są drzewka, gdyż pewnie nie wszyscy sadownicy odbierają je jesienią po wykopaniu?
– Rzeczywiście, coraz więcej naszych klientów woli odebrać drzewka wiosną z uwagi na nasilenie prac jesienią i często przedłużający się zbiór jabłek. Przechowujemy drzewka w chłodni w paletach szkółkarskich z tzw. gołym korzeniem, w temperaturze oscylującej wokół 0°C (+/–0,5°C) i w warunkach wysokiej wilgotności, co uzyskujemy przez polewanie roślin wodą. Chłodnia znajduje się w budynkach gospodarczych zaadaptowanych na chłodnię. W planach mamy budowę profesjonalnej bazy przechowalniczej.
– Jakie są kanały zbytu drzewek?
– W większości sprzedaję je na rynku krajowym. Wielu odbiorców towaru z naszej szkółki prowadzi sady w okolicach Sandomierza oraz w rejonie grójecko- wareckim. Pewną część materiału sprzedaję za granicę, do Europy Zachodniej, gdzie jest on oferowany w marketach ogrodniczych. Drzewka są tam pakowane, np. po 3 sztuki (jabłoń, grusza i czereśnia), lub sadzone do pojemników, przez rok uprawiane i oferowane do sprzedaży w kolejnym sezonie. Moi zachodnioeuropejscy klienci mają ciekawe pomysły na uatrakcyjnienie sprzedaży materiału szkółkarskiego. Bywa, że ich „wartość dodana” przynosi większy dochód niż moja produkcja.
– Czy sadownicy zamawiający drzewka zawsze wiedzą, co chcą posadzić?
– Nie zawsze. Jest grupa zdecydowanych sadowników, którzy składają konkretne zamówienia na duże partie określonych odmian drzewek. Są także i tacy, którzy nie wiedzą, jaką odmianę posadzić i przy każdej zastanawiają się i wahają, oczekują gotowych podpowiedzi i nawet, gdy je uzyskają, nie są zadowoleni. Ale cóż – „klient nasz pan”.
– Pana gospodarstwo należy do Stowarzyszenia Polskich Szkółkarzy, czy od początku istnienia tej organizacji?
– Początkowo razem z 16 szkółkarzami z Lubelszczyzny należałem do organizacji regionalnej. Powstała ona w celu promowania i sprzedaży naszego materiału szkółkarskiego oraz dokonywania wspólnych zakupów. Jednak za namową prof. dr. hab. Eberharda Makosza przyłączyliśmy się w 1993 r. do Stowarzyszenia Polskich Szkółkarzy, gdyż konkurencja polsko-polska przy zakupie licencji nie była wskazana i działała na naszą niekorzyść.
– Czy gdyby udało się cofnąć czas, ponownie wybrałby Pan ten rodzaj działalności?
– Myślę, że tak. Produkcja drzewek daje dużo satysfakcji. Jest ryzykowna, ale praca ta jest przyjemna, szybko widać efekty. Syna też udało mi się zarazić szkółkarstwem, co obecnie cieszy mnie najbardziej.
– Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anita Łukawska
Fot. 1, 2, 4–6, 8 A. Łukawska, fot. 3, 7 R. Marek
Artykuł pochodzi z numeru 4/2013 miesięcznika „Szkółkarstwo”