W porównaniu do poprzednich zim, obecna jest zgoła odmienna. Nie dość, że temperatura rzadko spada poniżej 0 st.C, grunt nie jest zamarznięty, to jeszcze zamiast śniegu – pada deszcz (dobrze, że w ogóle czasem coś pada, bo susza jesienna nie była dobra dla żadnej uprawy, a gdyby przeciągnęła się do wiosny 2012, brak wody mógłby być brzemienny w skutki).
W ubiegłym tygodniu przeszłam się mimo padającego deszczu (wreszcie!) po sadach, ponieważ powoli zaczynają mnie niepokoić panujące wciąż warunki pogodowe. Od grudnia w zasadzie pogoda jest taka sama: ciepło, czasem z przymrozkami do -6 st.C (przymrozkami, bo w dzień rzadko utrzymuje się temperatura poniżej 0 st.C), z przelotnymi opadami deszczu (!), bardzo rzadko śniegu (8.01.2011), który i tak szybko się topi. W grudniu nic złego z drzewami sadowniczymi nie mogło się dziać, ponieważ oprócz opisanych wyżej warunków jeszcze dzień ulegał skróceniu, a drzewa dopiero niedawno weszły w okres spoczynku.
Inna sytuacja jest już w styczniu, gdy dnia przybywa a słońce częściej i wyżej świeci. Na razie nie nagrzewa jeszcze powietrza, więc obaw żadnych o drzewa owocowe nie ma.
Jeżeli taka pogoda utrzyma się do marca, należy się spodziewać wcześniejszej wegetacji. Ale przed nami jeszcze dwie dekady stycznia i cały luty, w którym czasem lubi „przemrozić”. Oby taka sytuacja nie miała miejsca.
Wracając do obserwacji w sadach – pąki nie są nabrzmiałe na żadnym z gatunków sadowniczych. Drzewa pestkowe, które najszybciej mogą zareagować na zachęty aury do rozwoju, nie zaczęły nabrzmiewać. Mam nadzieję, że nie będzie niespodzianek i nawet gdy przyjdzie „prawdziwa zima” to zdąży spaść śnieg, a mrozy będą narastały stopniowo i będą niezbyt duże. Na razie na jakieś drastyczne zmiany w warunkach pogodowych nie zanosi się. Więc nie pozostaje nic innego, jak robić swoje (sprzedawać jabłka i ciąć sady) i powoli przygotowywać się do następnego sezonu.
Pąki na wiśni nie nabrzmiewają, fot. A.Łukawska