Postać Pana Edwarda była szeroko znana wśród polskich i czeskich sadowników – wystarczy wspomnieć Jego wielokrotne przyjazdy na seminaria sadownicze, szczególnie do Limanowej, gdzie jako prelegent pozostawił po sobie niezapomniane wrażenie. Mimo skromnej postury i jeszcze skromniejszego sposobu bycia, był prawdziwym gigantem wiedzy sadowniczej oraz znakomitym krasomówcą, który z wielką swadą i entuzjazmem krzewił zasady współczesnego sadownictwa, wplatając do prelekcji gawędziarskie wątki swoich wspomnień i przeżyć, którymi można by obdzielić nie jeden, ale wiele życiorysów.
Edward Polok urodził się w 1923 r. na polskim Zaolziu. Pochodził z bardzo biednej rodziny. Ojciec był niebywale pracowity; po latach wyrzeczeń wybudował dom i posadził sad. Pierwszy w Suchej Górze (obecnie Horni Sucha) nabył traktor na żelaznych kołach i młocarnię. Jako dziecko Edward od ojca zaraził się pasją do sadownictwa, a potem do całej przyrody – jego namiętnością było kolekcjonowanie motyli. Później rozwijał swe zainteresowania biologią w Gimnazjum Realnym w Orłowej.
II Wojna Światowa przerwała na lata ogrodnicze plany Edwarda. Niemcy traktowali Ślązaków jako swoich, mimo że Polokowie twardo deklarowali się jako Polacy. 18-letni Edward został przymusowo wcielony do 21 Dywizji Pancernej, w której 80% stanów osobowych stanowili Zaolziacy i Górnoślązacy. Był motocyklistą – wykorzystał to, aby w sierpniu 1944 roku brawurowo uciec wraz z kolegą do Amerykanów. Było to w okolicach Marsylii, niedługo potem, w październiku, Edward dotarł do II Korpusu Polskiego Gen. Andersa we Włoszech, gdzie służył do końca wojny w 4 Wołyńskiej Brygadzie Piechoty jako kierowca jeepa.
Po wojnie przeniesiono go do Anglii, gdzie rozformowano polskie oddziały. Przebywał bardzo blisko Stacji Doświadczalnej East Malling – nie wiedząc o tym. Wspominał później jako swój błąd, że przegapił wtedy możliwość pracy w słynnej brytyjskiej kolebce nowoczesnego sadownictwa.
W 1947 roku Edward powrócił do Polski. Jego rodzinna spuścizna, tak jak całe Zaolzie znalazła się w granicach Czechosłowacji. Chciał studiować w Krakowie lub Wrocławiu, ale uniemożliwiły to czeskie władze komunistyczne. Wobec tego po dwóch latach studiów w Cieszynie, przeniósł się do Brna, gdzie ukończył specjalizację z sadownictwa w Wyższej Szkole Ogrodniczej w Lednicy.
Po studiach inżynier Polok wraz ze świeżo poślubioną żoną Olgą wyjechał do pracy do Sadowniczego Instytutu Badawczego w Holovousach. Po półtora roku wrócił na Zaolzie i tutaj, w Państwowym Gospodarstwie Sadowniczym w Żywocicach, przyjął posadę kierownika. Tam właśnie rozpoczął realizację swojej wizji intensywnego sadownictwa – usunął przestarzałe wieloodmianowe nasadzenia jabłoni, zastępując je tylko czterema odmianami: Golden Delicious, James Grieve, Mc Intosh i Idared. Użył na masową skalę podkładek karłowych i zastosował kilkutysięczną obsadę hektarową. W latach 50. i 60. było to novum na skalę nie tylko europejską, ale i światową – zwłaszcza że Polok zrealizował to w skali makro- na kilkudziesięciu hektarach! Nowy sad pomieścił 230 tys. drzewek – tego jeszcze świat nie widział! Do tych ambitnych nasadzeń Polok w swej nieograniczonej inwencji wymyślił i zbudował całe oprzyrządowanie – czyli infrastrukturę techniczną (pojazdy, opryskiwacze, maszyny) oraz zaplecze magazynowe i logistyczne.
Potem do jabłoni dołożył jeszcze 13 ha truskawek i 7 ha malin – wszystko zadbane i prowadzone na najwyższym poziomie.
W Żywocicach Pan Edward pokazał nie tylko, jakiej klasy jest fachowcem, ale objawił się także jako wizjoner i prekursor nowoczesnych technik rolniczych, które w sadownictwie europejskim miały dopiero nadejść. Pan Edward wyprzedził swoją epokę o przynajmniej 20-30 lat, realizując pomysły, na które reszta sadowniczego świata z Holendrami na czele – miała dopiero wpaść.
Pan Edward przeszedł na emeryturę w 1984 roku. Od tego czasu rozpoczyna się następny etap Jego życia – z jednej strony wraz z żoną Olgą uprawia swój kawałek ziemi ( w tym oczywiście – sadu) w Horni Suchej, a z drugiej strony aktywnie uczestniczy w działalności miejscowego Związku Polaków. No i oczywiście zaczyna wyjeżdżać – głównie do Ojczyzny, gdzie udziela się jako prelegent na spotkaniach sadowniczych. W Europie jest postacią ogólnie znaną, utrzymuje kontakty z czołowymi ekspertami sadownictwa i szkółkarstwa z Niemiec, Holandii, W.Brytanii i rzecz jasna – Polski. Poznaje wielu producentów – zaraża ich swoim entuzjazmem do czeskich odmian jabłoni i grusz – w tym ukochanego przezeń Rubina.
W tym właśnie czasie miałem zaszczyt i honor poznać tego wyjątkowego człowieka. Chętnie dopomógł mi, a także innym szkółkarzom i sadownikom w nawiązaniu kontaktów z Czechami. Był entuzjastą czeskiej hodowli odmian parchoodpornych – to z Jego pomocą do Polski trafiły najpierw Rubinola, Topaz, Rajka, Goldstar, a potem odmiany jabłoni i grusz. On przekonał nas, że czescy hodowcy, prawdziwi pasjonaci, potrafili w bardzo skromnych warunkach osiągnąć wspaniałe rezultaty hodowlane. Dzięki niemu poznaliśmy takie znakomitości, jak J. Tupy, J. Bouma, J.Blasek – wielu z nich ściągnął do Polski na sadownicze spotkania i seminaria.
Jego życie upłynęło na wytężonej pracy, ominęły Go zaszczyty i tytuły, nigdy nie zaznał wielkiego dostatku ani materialnego uznania. Nie wypinał piersi do odznaczeń, choć zasłużył sobie na to bardziej niż inni. Mimo to dla każdego, kto Go poznał, pozostanie wielkim autorytetem. Reprezentował wszystko to, co uważamy dzisiaj za wzór do naśladowania – nie tylko jako wybitny specjalista, ale przede wszystkim jako człowiek. Niewielu takich znałem – był jednym z ostatnich ze szlachetnego pokolenia przedwojennych Polaków.
Nigdy nie zapomnę mojej jedynej wizyty w Jego skromnym domu, niekończących się barwnych, wspaniałych opowieści o wojennych wydarzeniach, w których brał udział, o pionierskich czasach w Żywocicach, ale także zabawnych historyjek i żartów, którymi sypał jak z rękawa. Opowiadał z pasją, nieco łamaną starodawną polszczyzną; zapominając o upływie czasu, snuł niekończącą się gawędę…
Gdyby nie nagłe zapalenie płuc, byłby dalej wśród nas, bo sił i energii mu nie brakowało, a kondycję i żywotność zachował do późnej starości – podobno dzięki dwóm jabłkom dziennie…
Panie Edwardzie, żegnamy Cię na zawsze, jako prawego Polaka i Patriotę, człowieka wielkiego umysłu i charakteru – byłeś sadownikiem z serca i powołania i przyjacielem całej polskiej i czeskiej sadowniczej braci.
Wiemy już, kto zajmie się teraz drzewem jabłoni w raju.
Cześć Twojej Pamięci!
Grzegorz Sękowski
Redakcja dziękuje autorowi za możliwość publikacji tego pięknego wspomnienia.
Normal
0
21
false
false
false
PL
X-NONE
X-NONE
MicrosoftInternetExplorer4
Cześć jego pamięci. Wspaniały test nic dodać nic ująć Panie Grzegorzu ✝
Cześć Jego Pamięci !
Panie Edwardzie: to se nam ne vrati…