I nie były to akcje związków, organizacji, czy grup producentów, tylko świadomych konsumentów – bo dla nich polskie jabłko stało się symbolem sprzeciwu wobec agresywnej polityki Kremla i wojnie, która toczy się za naszą wschodnią granicą. Ten nagły entuzjazm i wzrost konsumpcji oraz samoistnej promocji polskich jabłek tak samo szybko zamarł jak powstał. A jabłko stało się symbolem embarga z całym bagażem pozytywnych i negatywnych emocji zarówno w Polsce, jak i w Rosji.
Czemu o tym piszę teraz? Bo jabłko znów staje się symbolem protestu – jest wysypywane na ulicach w kłębach dymu palonych opon i huku petard. Można powiedzieć, że historia zamyka tym jabłkiem koło, gdyż sytuacja w polskim rolnictwie (szczególnie m.in. przez brak chłonnego i tak bliskiego rynku rosyjskiego) jest tragiczna.
Czy lepiej rozmawiać i negocjować, czy lepiej w żółtych kamizelkach wysypywać jabłka i palić opony na ulicach? Nie ma dobrej odpowiedzi na to pytanie. Tak jak byli ci, którzy wozili „przemysł” po 8 gr/kg i ci, którzy zostawiali go pod drzewami, tak i dzisiaj komentarze do akcji AGROunii są skrajnie różne. Co gorsza mam wrażenie, że rozdźwięk i brak solidarności wśród polskich sadowników jeszcze bardziej wzrasta. My chyba nie umiemy razem współpracować, a w genach mamy wpisane, że najlepiej nam się konkuruje na rodzimym podwórku.
To widać w komentarzach do ostatnich protestów, a także w liczbie osób uczestniczących w różnych manifestacjach. Ale chyba najlepiej widać to było w kolejkach do przetwórni, gdy przemysł kosztował przysłowiowe „nic”.
Czy protest odniósł skutek? Na pewno wczoraj był tematem dnia, ale mamy też protestujących nauczycieli i słabe wyniki polskich skoczków narciarskich. Dzisiaj temat ten jeszcze wrócił, bo prokuratura i policja aresztuje uczestników i liderów protestu. Jutro jednak w głównych mediach zniknie. Co pozostanie z tego protestu? Zdjęcie staruszki zbierającej do reklamówek wyspane jabłka. Popełniamy ten błąd, że patrzymy na problemy branży z tej samej perspektywy – my wiemy, że wysypany był przemysł i że kosztuje on pewnie ze 30 gr/kg. I że sadownikowi po przesortowaniu jabłek odmian o czerwonej skórce zostaje 40–50 gr/kg. Co zobaczy przeciętny Polak w mediach? Wysypane czerwone jabłka, takie, które w Biedronce kosztują 2,49 zł/kg. I jaki będzie komentarz? Że marnuje się żywność. Skutek może być więc odwrotny od zamierzonego.
Myślę, że niewiele osób spoza branży zdaje sobie sprawę, w jakim miejscu jest polskie sadownictwo i przed jakimi wyzwaniami stoi. Smutno to mówić, ale jeszcze mniej osób interesuje się tym, co dalej będzie z polskim sadownictwem. Bardziej interesuje ich to, czy przez strajk nauczycieli odbędą się egzaminy gimnazjalne! „Przecież możecie wysłać jabłka do Chin” powiedzą – dwa czy trzy lata temu pisały o tym wszystkie media, nawet chiński prezydent zajadał się polskimi jabłkami podczas wizyty w naszym kraju. I my tu sobie robimy polskie piekiełko, bo do tego wszystkiego dochodzi polityka i nadchodzące wybory.
Najbardziej z tego wszystkiego zadowolony jest chyba główny lokator Kremla, bo żaden konflikt tak nie niszczy, jak konflikt wewnętrzny, a polscy sadownicy będą się kłócić dalej i szukać potencjalnego winnego. No i po cichutku nasi konkurenci na rynku jabłek będą się wzmacniać i zdobywać nowych odbiorców, sprzedawać i eksportować owoce, a co najważniejsze będą współpracować.
O Ukrainie dużo już napisano, ale popatrzmy choćby na Serbię – właśnie największe działające tam firmy sadownicze założyły wspólną organizację „Serbia does apple”, która nie tylko będzie reprezentować Serbię na forum WAPA, lecz przede wszystkim stawia sobie za cel aktywne promowanie serbskich jabłek na światowych rynkach.
A u nas na Placu Zawiszy staruszka zbiera jabłka do reklamówek…
AP
Źródło: sad24.pl