Jak powiedział w sobotę Marek Kowalski, właściciel pasieki Miody Karkonoskie, tegoroczne pierwsze zbiory są już mniejsze o ponad 30 proc. w porównaniu do poprzedniego roku.
– Generalnie na rynku brakuje miodu, to widać w obrocie hurtowym. Dlatego handlujący tym produktem korzystają z importu. Do Polski trafia też coraz więcej miodu z Ukrainy i Białorusi i to chyba niezbyt legalną drogą – dodał Kowalski.
Jego zdaniem, zagrożeniem dla tegorocznych zbiorów może być podobnie jak przed rokiem pogoda, czyli gorące i suche lato, ale również niepokoi stan pszczelich rodzin. – Pszczoły po minionej zimie są wyjątkowo słabe, nawet jeśli pracują teraz na polach rzepakowych to ich wydajność jest znacznie mniejsza. Brakuje również nowych rodzin. Wszystkie ogłoszenia i sprzedaży uli i rodzin pszczelich stają się nieaktualne w kwadrans – ocenia dolnośląski hodowca.
Pszczoły dziesiątkuje też warroza, choroba wywołana przez roztocz Varroa destructor. Drobne pajęczaki rozwijają się na dorosłych osobnikach pszczół.
W poprzednim sezonie – po dosyć obiecujących pierwszych zbiorach miodu rzepakowego i z kwiatu drzew owocowych – gorący czerwiec sprawił, że w regionie nie udało się zebrać miodu z lip. Kwitły one bowiem już pod koniec czerwca. Jeszcze gorzej wypadły zbiory z wrzosów, które we wrześniu były tak suche, że w ogóle nie wytwarzały nektaru.
Źródło: