Rosyjskie i azerskie media od wielu dni rozpisują się o kilkunastu TIR-ach z jabłkami stojącymi już prawie miesiąc na posterunku celnym pomiędzy Rosją a Azerbajdżanem. Wszystkie załadowano owocami z jednej firmy – kilka TIR-ów przepuszczono, inne stoją bez słowa wyjaśnień. Interwencje eksportera, firm przewozowych, do których należą unieruchomione maszyny, dyplomatów, komentarze prasowe – i nic - od miesiąca TIR-y tkwią w miejscu.
Azerska firma SojuzAgroKontrakt leży o rzut ogryzkiem jabłka od rosyjskiej granicy (w Republice Dagestan). Po obłożeniu się embargami przez Zachód i Rosję Azerowie szybko zaczęli zwiększać sprzedaż jabłek i innych owoców (hurma, brzoskwinie, orzechy) do północnego sąsiada i w te pędy powiększać nasadzenia – co roku sadzili po 50 hektarów, teraz mają ich 550 ha. Wszystko wyjeżdżało do Rosji przez posterunek celny we wsi Jarag-Kazmaliar – w głuchym stepie, ale blisko firmowych sadów.
Na początku marca Rosjanie nagle, bez podania przyczyn, przestali przepuszczać TIR-y z owocami firmy, którą od lat znali. Ktoś od celników miał usłyszeć „za dużo ostatnio tych jabłek z Azerbajdżanu…” – czego oczywiście oficjalnie nie potwierdzono, ale prasa zaczęła mieć używanie. Nie od razu, bo kilkudniowe przestoje nikogo nie dziwią. Po kilkunastu dniach kierowcy kilkunastu TIR-ów koczujący zimą w stepie mieli jednak dość, a co ważniejsze dość miały przewożone owoce. Firmy przewozowe zaczęły robić raban – najpierw na przejściu, potem w centrali celników Dagestanu, następnie w północno-kaukaskim oddziale federalnej służby celnej, na koniec w Moskwie. Bez skutku, bez wyjaśnień. Tyle samo osiągnął w stolicy Rosji Związek Producentów, Importerów i Eksporterów Owoców i Warzyw oraz ambasador Azerbajdżanu w Rosji.
Celnicy w tym czasie wcale nie siedzieli bezczynnie i trzymali ciężarówki na mrozie dla własnego widzimisię. Pobrano próbki owoców i poddano je badaniu przez eksperta celnego. Trochę trwało (kilkanaście dni) ale efekt w pełni zadowolił… zleceniodawców. Ekspert wykonał bardzo, ale to bardzo szczegółową analizę pyłków roślinnych znalezionych na próbie jabłek z TIR-ów. Podał z dokładnością do dziesiętnych procenta z jakiej rodziny botanicznej roślin nago- i okrytozalążkowych pyłki pokrywały skórki jabłek. Na tej podstawie orzekł, że skład tej próbki jest charakterystyczny dla strefy przejściowej pomiędzy pogórzem i stepem takim jak we wschodniej Gruzji, Armenii, Azerbajdżanie, północnym Iranie, Turcji, Grecji, wschodniej Bułgarii. Tak więc celnicy mogli uznać, że marniejące na TIR-ach jabłka rzeczywiście pochodzą z Azerbajdżanu i mogą bez cła wjechać do Rosji. Ale kto im zabronił przypuszczać, że pochodzą z kraju, którego produkty objęte są cłem? Albo – co już całkiem kiepsko rokuje – z państwa objętego embargiem?
Oczywiście stróże prawa, kiesy i zdrowia Rosji z pełni zgadzali się, że ich ekspert mógł się pomylić – jednak aby tego dowieść należy powtórzyć badania i wydać ekspertyzę tej samej urzędowej rangi. A potem można dochodzić zwrotów strat od instytucji państwa.
Prawnicy współpracujący z organizacją sadowników oraz firmami przewozowymi (które oprócz straty zarobku spowodowanej przestojem kilkunastu ciężarówek mogą jeszcze spodziewać się roszczeń od klientów, którym nie dowiozły towaru) sceptycznie zapatrują się na szanse wygrania sporu ze służbą celną, także przed sądem. Z doświadczenia wiedzą, że celnicy mogą zlecić dowolnie fantastycznie brzmiącą ekspertyzę u dowolnie wybranego eksperta, którego kwalifikacji i wyników prac nikt nie będzie oceniał. To oni więc rozstrzygają, czy znaleziony na jabłku pyłek pochodzi od rośliny rosnącej w Mołdawii (jabłka dopuszczone w imporcie do Rosji) czy na Ukrainie objętej embargiem.
Tymczasem, na przykład, terytorium Mołdawii na południu dochodzi do limanu Dniestru (delta rzeki tworzy zalew) i rozcina obwód odesski Ukrainy na dwie części, zaś sady rosną tak na zachód od Dniestru (Ukraina), jak i w kilkudziesięciokilometrowym pasie wzdłuż rzeki należącym do Mołdawii oraz dalej po wschodniej stronie (znów Ukraina).
Opisywana wyżej historia nie jest wyjątkowa – posterunek w Jagar-Kazmaliar cieszy się złą sławą wśród eksporterów owoców i przewoźników. Jeden z jego szefów otwarcie stwierdził, że jeśli zlecona ekspertyza wykaże na owocach obecność pyłku gatunku występującego także w którymś z krajów objętych embargiem (na przykład wystarczy stwierdzenie „rośnie też na północnych obrzeżach Morza Śródziemnego”), to wystarczy, by mieć podstawy nie do ruszenia do zatrzymania przesyłki.
Metoda „na pyłek” jest więc znakomitym narzędziem do kontroli importu towarów pochodzenia roślinnego. Pytanie, kto tym steruje, skoro nawet dyplomatyczne interwencje nie pomagają a centralne organy służby celnej i Rossielhoznadzoru nabierają wody w usta? Przewoźnicy ani operatorzy na rynku owoców nawet nie starają się o sądowy werdykt w obawie o przyszłość swoich interesów. Wiedzą, że władza może zrobić wszystko, co chce zachowując przy tym pięknie prezentujące się pozory przestrzegania prawa.
Wszystkim zainteresowanym sprawami międzynarodowego handlu jabłkami chcemy przypomnieć, że już w przyszłym tygodniu, 28 marca w Lublinie odbędzie się konferencja „Europa rynkiem dla polskich jabłek”. W ostatnich dniach jej organizatorzy poinformowali, że gośćmi konferencji będzie grupa przedstawicieli chińskich firm importowych zainteresowanych zakupami jabłek.
Za: gapp.az, провэд.рф
pg