Światowa Organizacja Handlu powoli i z oporami, ale konsekwentnie zmusza bogate kraje do ograniczania dopłat do eksportu żywności. Rujnują one bowiem rolnictwo krajów biednych, które rezygnują z upraw roślin pozornie nieopłacalnych, psują ceny na światowych rynkach, odrywając je od rzeczywistych kosztów produkcji.
W roku, w którym wstępowaliśmy do Unii, czyli w 2004, na tę formę wsparcia unijnych farmerów przeznaczono jeszcze 3,4 mld euro, w 2010 już tylko 385 mln euro. Polscy rolnicy w tym okresie zainkasowali w sumie jeszcze 507,2 mln euro (wyliczenia Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej), ale z każdym kolejnym rokiem subsydia topniały. W 2010 r. wyniosły zaledwie 14 mln euro. Wbrew możliwościom, nie jesteśmy eksportowym potentatem. Tak duży kraj, jakim jest Polska, zadowala się zaledwie 3,7-proc. udziałem w unijnym eksporcie rolno-spożywczym. Saldo handlowe, czyli różnica między poziomem eksportu a importu, które wynosi 2,6 mld euro, mamy porównywalne do maleńkiej Belgii, a już Dania ma dwa razy większe. Mniejsza od Polski Holandia eksportuje żywności aż o 25 mld euro więcej, niż jej sprowadza.
Za: biznes.gazetaprawna.pl