W ostatnich latach popularne stało się masowe zwalczanie komarów w większych miastach za pomocą środków chemicznych. Jest to bardzo kosztowne, ale efekty są imponujące.
Prezydent Wrocławia ostatnio ogłosił, że mieszkańcy nie będą już nigdy się musieli przejmować komarami, ponieważ ich w ogóle nie będzie. Wielu nie mogło w to uwierzyć, ale zapowiedzi władz miasta corocznie się spełniają. Wrocław jest wolny od komarów i to nie tylko dlatego, że wytoczono przeciw nim cały arsenał środków chemicznych. Przyrodnicy wpadli na pomysł, który tak naprawdę jest stary jak świat, a jednak nigdy z niego nie skorzystano. Okazuje się, że do stawów w różnych częściach miasta wpuszczono karasie, słonecznice i liny, które zjadają larwy komarów. Ostatecznie komarów jest dużo mniej, a miejscami nie ma ich w ogóle.
Tymczasem środki chemiczne okazują się zgubne, ponieważ pogoda nie sprzyja ich użyciu. Aby ręczne rozpylacze chemiczne, jak i środki zrzucane ze śmigłowców były wydajne, potrzebna jest sucha i słoneczna aura. Jednak ostatnio zbyt często padało, co wykluczało użycie chemii.
Obecnie aura się poprawiła i znów można walczyć z komarami środkami nienaturalnymi. Na tereny lęgowe komarów są zrzucane zupełnie niegroźne dla człowieka i zwierząt substancje chemiczne. Atakowane są przede wszystkim komary dorosłe.
Na terenach, gdzie doszło do podtopień, szczególnie częste są komary renne, mniejsze niż inne gatunki, a przy tym niezwykle złośliwe, żerujące nawet w pełni dnia. Pamiętajmy, że kąsają nas wyłącznie samice (90 procent wszystkich komarów), ponieważ samce nie są krwiożercze i żywią się jedynie pyłkami kwiatów. Jedna samica jest w stanie złożyć nawet 300 jaj z których z 230 wyklują się komarzyce.
Problem stanowią też meszki, ale one obawiają się wody, dlatego jest ich mniej niż w ostatnich latach.
Niebezpieczne są natomiast kleszcze, które wbrew przewidywaniom ostały się przedłużającej się zimie i bardzo szybko przystąpiły do rozmnażania, czego efektem jest olbrzymia ich ilość, zwłaszcza w nieskoszonych trawach. Ugryzienie może oznaczać, choć nie zawsze, boreliozę, czyli wielonarządową chorobę zakaźną mającą wyjątkowo różnorodne objawy.
Druga połowa czerwca zapowiada się pod znakiem wysokich temperatur i częstych opadów pochodzenia burzowego, a to idealne warunki do mnożenia się najróżniejszych stawonogów. Aby nie zachęcać owadów do upuszczania nam krwi, warto zastosować obronę za pomocą kolorów. Jako, że owady nie są szczególnie bystre, a ich terenem lęgowym jest woda, to przyciąga ich niebieski kolor naszego ubrania, w myśl zasady: niebieskie = woda. Warto więc nosić ubrania w neutralnych barwach, np. białe lub szare, które w gorące dni dodatkowo zapewnią nam mniejsze pochłanianie promieni słonecznych i tym samym mniej się w nich spocimy.
Informacja pochodzi z serwisu TwojaPogoda