– Proponuję, aby promować w mediach polskie jabłka. Należy mówić o ich zaletach, wartościach prozdrowotnych. W wielu programach kulinarnych wykorzystywane są egzotyczne owoce, a nie nasze rodzime. Również warto uświadomić sobie, że gdyby każdy obywatel zjadał jedno jabłko tygodniowo, mielibyśmy zagospodarowane następne 500 tys. ton jabłek w skali roku. Dlatego w imieniu swoim i sadowników wnoszę prośbę o promowanie polskich jabłek w mediach publicznych – mówił Marek Mikołajewski, wójt gminy Błędów.
– Obecnie ministerstwo rolnictwa przygotowuje spot zachęcający Polaków do spożywania jabłek. Rozmawiałem również z minister edukacji Anną Zalewską, by zwiększyć ilość owoców dla szkół. Akcja ta będzie prowadzona przez te firmy, które mają już zawarte umowy na dostarczanie warzyw i owoców do szkół. W tym celu będą zakupione jabłka deserowe i dostarczane dla dzieci. Jeżeli chodzi o promocje, to jestem otwarty na propozycje, ustalajmy szczegóły – jakie odmiany promować i w których miejscach. Należy promować przede wszystkim w miejscach żywienia zbiorowego, czyli w szpitalach, szkołach, w wojsku – mówił minister Ardanowski.
– Nie jest winą sadowników to, że wyprodukowali ponad 4,5 mln jabłek w tym roku, ponieważ od tego by produkować właśnie są (…) Całe dorosłe moje życie, to służba tym ludziom oraz polskiemu sadownictwu, mam trochę wiedzy na ten temat. Nie naszą winą jest, że przed embargiem sprzedawaliśmy ponad 1 mln ton na rynek rosyjski. Jest to rynek największego na świecie importera jabłek, który płacił za ten towar dobre pieniądze. Tak, pod ten rynek była nastawiona nasza produkcja i odmiany (…). Gdyby nie było embarga w tym roku prawdopodobnie nie mielibyśmy takich problemów z cenami i sprzedażą jabłek – mówił poseł Mirosław Maliszewski, prezes Związku Sadowników RP (fot.). Dodał również, że sadownicy spodziewali się tak wysokich plonów już kilka miesięcy temu, dlatego należało o tym problemie rozmawiać już wcześniej, a nie dopiero podczas zbiorów. – Również nie powinniśmy mówić o nadprodukcji jabłek w skali światowej, ze względu na mniejsze plony o kilka mln ton w Chinach – dodał Maliszewski.
– Oczekuję od sadowników oraz od przedstawicieli Związku Sadowników RP przedstawienia propozycji naprawy sytuacji. Jeżeli nie będę w stanie zrealizować programu naprawy dla polskiej wsi to podam się do dymisji. Ja jestem rolnikiem, któremu dano szansę na realizację programu i oczekuję od tych, którzy mają większą wiedzę w tym szczegółowym obszarze, żeby przedstawili propozycje zmian i rozwiązań. Nie tylko kolejnych interwencji rządowych, tylko przedstawienia jak naprawić strukturalnie, strategicznie sytuację polskiego sadownictwa, żeby takie sytuacje w kolejnych latach się nie powtórzyły. Również jeżeli chodzi o konkretne działania w sprawie promocji to ja mogę pomóc w realizacji, ale ich nie wymyślę. Podkreślam również, że program skupienia 500 tys. ton jabłek zostanie zrealizowany – odpowiedział minister.
– Swoją wypowiedzią może trochę „dołożę” moim kolegą sadownikom. Ja tak samo jak i wy teraz przez ok. 20 lat „dreptałem” po warszawskich chodnikach na wielu strajkach, lecz w ostatnich latach przestałem. A dlaczego? Bo większość sadowników bierze udział w strajkach, a jak przyjeżdża do domu, to robi co innego niż mówi, czyli sprzedaje jabłka przemysłowe. Mam 20 ha sadów i u mnie zgnije ok. 100 ton jabłek, ale ja nad tym nie rozpaczam, bo to jest odpad. Mieliśmy wiele lat na to, żeby to zrozumieć (…). Wymuśmy teraz coś od przetwórni, chociaż umowy kontraktacyjne. Gospodarka wolnorynkowa właśnie polega na tym, że jeżeli się daje to się kupuje. Znajdą się i tacy, że będą szczęśliwi, że sprzedadzą jabłka przemysłowe i za 10-12 gr. Trzeba ściągnąć nowe, młode osoby, które myślą i wymyślą rozwiązanie dla tej sytuacji – powiedział Wojciech Kot, sadownik z gminy Grójec.
Tekst i fot. Monika Krajewska