Francuscy sadownicy walczą z "nielojalną" - jak mówią - konkurencją zza Pirenejów. W ramach protestów m.in. podpalają opony przed siedzibami prefektur czy wyrzucają tony owoców przed hiszpańskim konsulatem. Sadownicy z Francji, przede wszystkim ci z południowego zachodu - regionu, gdzie produkuje się najwięcej moreli i brzoskwiń - oskarżają Hiszpanów o uprawianie dumpingu, który wzmacnia nacisk na obniżkę "już i tak zaniżonych" ich zdaniem cen.
Dodatkowe czynniki pogorszające ich sytuację to spadek popytu na owoce i jarzyny oraz presja ze strony sieci handlowych na obniżkę cen skupu. W krajowej federacji producentów owoców (FNPF) biją na alarm, ponieważ „trudności pojawiły się już przy upłynnieniu czereśni, słabo sprzedają się brzoskwinie i nektarynki, ale prawdziwa tragedia jest z morelami”. Działacze stowarzyszenia wyrażają obawy, że „niektórzy sadownicy po tym ciosie się już nie podniosą”.
Hiszpańska konkurencja uważana jest za główną przyczynę upadku produkcji w regionie nazywanym „owocowym ogrodem Francji”. Lepszy klimat powoduje, że iberyjskie owoce docierają na rynek francuski przed rodzimymi i na dodatek są o wiele tańsze. W departamencie Pirenejów Wschodnich w ciągu pół wieku zbiory morel zmniejszyły się pięciokrotnie, pomidorów – dwukrotnie, a produkcja jabłek – ośmiokrotnie.
Francuscy rolnicy od lat prowadzą akcje protestacyjne, często bardzo gwałtowne. Wielokrotnie dochodziło do bójek, gdy na autostradzie zatrzymywali ciężarówki z hiszpańskimi truskawkami, które wyrzucali i niszczyli. Protesty przed budynkami prefektur (delegatury rządu) polegają na wysypywaniu owoców oraz na podpalaniu opon przed wejściem do urzędów.
Jak podała lokalna telewizja, w lipcu cztery razy kilkoma tonami nektarynek i brzoskwiń zablokowano wejście do konsulatu hiszpańskiego w Perpignan (południe Francji, blisko granicy z Hiszpanią). Owoce, niby trumnę poległego, przykryto trójkolorową flagą francuską. Rolnicy wysypują owoce również przed supermarketami i przed redakcjami lokalnych gazet.
Miejscowi przedstawiciele większościowego związku rolników FNSEA oskarżają hiszpańskich konkurentów, że „korzystają z pracy Rumunów”, którym płacą „głodowe stawki”. Przy okazji wskazują na „prawdziwą mafię”, która „zatrudnia migrantów” we Włoszech.
Te stwierdzenia korygują nieco działacze związku Konfederacja Chłopska (CP). Przyznają, że w „Hiszpanii cudzoziemcy, przede wszystkim Afrykanie, pracują w warunkach bliskich niewolnictwu”. Christine Riba z CP zwraca uwagę, że francuscy producenci owoców „również opierają się na pracy cudzoziemców, wśród których przeważają Polacy”.
Według CP problem tkwi przede wszystkim w zawyżonych marżach supermarketów. Członkowie związku sądzą, że owoce opakowane i gotowe do wyłożenia na półki opuszczają gospodarstwo po cenie 50 centów za sztukę, a sprzedawane są po 3 euro. W ramach walki z takimi praktykami sieci handlowych CP organizuje w różnych miastach sprzedaż bezpośrednią. Zdaniem członków związku lipcowa akcja w Paryżu odniosła wielki sukces; „w niecałe dwie godziny sprzedaliśmy prawie tonę moreli” – powiedział, cytowany przez AFP, rzecznik CP Laurent Pinatel.
Sondaże wskazują, że konsumenci wierzą, iż francuskie owoce smakują lepiej. „Jeżeli mają przekonującą gwarancję jakości, gotowi są płacić dobrą cenę za dobry towar” – przekonuje ceniony w Paryżu dostawca owoców i jarzyn do znanych restauracji Yoni Cohen.
Producenci nie wierzą jednak w możliwość porozumienia z supermarketami, które sprzedają 80 proc. konsumowanych we Francji owoców i warzyw. Uważają, że jedynym wyjściem byłaby interwencja rządu na forum unijnym. Nie tłumaczą, co dokładnie chcieliby uzyskać, ale prawdopodobnie chodzi im o ograniczenie hiszpańskiego eksportu – niemożliwe na jednolitym rynku, jakim jest Unia Europejska.
za: