No i spokojnie stoi, a nawet się rozwija. Pamiętacie EXPO 2015 w Mediolanie z instalacjami do pionowej uprawy roślin? To niejedyne rozwiązanie, które już opracowano i gdzie-niegdzie zdążono wdrożyć. Przyduszony smogiem Kraków z ciekawością przygląda się pomysłowi znanemu już w świecie jako CityTree – miejskie drzewo.
Jedną z form walki ze smogiem w Krakowie jest zorganizowany w tym mieście maraton programowania – Smogathon. W listopadzie ubiegłego roku odbył się on drugi raz. Zwycięzcą pierwszego był miernik czystości powietrza Airly – wymyślony i skonstruowany przez tubylców – start-up studentów z AGH. W sprzedaży mógłby kosztować kilkaset złotych zamiast kilkuset tysięcy, jak obecnie używane stacje pomiarowe.
Na drugim Smogathonie (Green City Solutions, Niemcy) zaprezentowano konstrukcję nazwaną miejskim drzewem (City Tree) – stelaż napakowany mchem i instalacjami zapewniającymi mu niezbędne do przeżycia minimum podłoża i wilgoci. Mech – według autorów koncepcji – mogąc sobie poradzić w temperaturze od -40˚C do +50˚C jest zdolny do odfiltrowania z powietrza do 25% pyłów, 15% tlenków azotu, pochłonięcia rocznie 240 ton dwutlenku węgla. Ponadto ochładza powietrze w promieniu kilku metrów od siebie. Rama o powierzchni kilku metrów kwadratowych (oczywiście ustawiona w pionie) wykonuje pracę sporego zagajnika – firma mówi o 275 drzewach – zajmując 1% powierzchni, jakiej potrzebowałyby te drzewa. Inne polskie miasta również przymierzają się do stawiania (trudno pisać „sadzenia”) takich miejskich drzew u siebie.
A jeszcze jednym odczuwanym – nie tylko w krakowskim – w ogrodnictwie skutkiem smogu jest skok cen roślin ozdobnych kupowanych dla upiększania mieszkań. No właśnie: nie tak upiększania, co poprawiania warunków życiowych w pomieszczeniach. W ostatnich miesiącach internet pełen jest newsów upowszechniających wyniki badań NASA na temat gatunków roślin najlepiej oczyszczających powietrze (lub pokrewnie zatytułowanych). Badania nie najświeższej daty, ale akurat teraz wywołały zainteresowanie zwykłego połykacza tlenu, że ceny doniczkowych roślin wystrzeliły osiągając orbity nie notowane od dawna. Popularna paproć Nefrolepis z niecałych 10 zł/szt. skoczyła w jednym z krakowskich centrów na 16 zł. Podobnie doniczkowa chryzantema i wiele innych popularnych gatunków. Zniknęły one z wielu punktów sprzedaży, zaś na holenderskich giełdach ich ceny wzrosły nawet do poziomów nie notowanych od 20 lat.
Można więc niepolitycznie twierdzić, że smog ma ożywcze (dla cen) działanie, a już całkiem serio kolejny raz podsunąć pod oczy stara prawdę o sile marketingu.
pg