Miniony weekend (7-8.11) można uznać za przełom, który wyznacza pogodowy trend na następne nie tylko dni, lecz całe tygodnie. Odczuliśmy przejście pierwszego układu niskiego ciśnienia w tym sezonie, który przyniósł nam wichury. Ich skutki są poważne.
Co się w pogodzie zmieniło? Przede wszystkim cyrkulacja atmosferyczna nad Europą. Dotąd mokre i wietrzne niże były blokowane nad Atlantykiem i zachodnią częścią kontynentu przez pogodno-mgliste i mało wietrzne wyże znad regionów północnych, wschodnich i centralnych. Obecnie te wyże przesunęły się nad basen Morza Śródziemnego i wszystko wskazuje na to, że pozostaną tam na długo. Północne regiony Europy zostały więc puste, a ich miejsce bardzo szybko zajęły atlantyckie niże.
Mamy cyrkulację strefową, która o tej porze roku oznacza głównie napływ ciepłego, ale i wilgotnego powietrza z zachodu. Bardzo klarowna sytuacja baryczna nad Europą, z uporządkowanymi ośrodkami niskiego i wysokiego ciśnienia, wskazuje na długotrwałe utrzymywanie się takiej aury, z jaką mamy do czynienia od kilku dni.
W prognozach długoterminowych, które sięgają już kresu listopada, nie widać powiewów zimy. Mimo że śnieg pojawił się w prognozie 16-dniowej, to jednak jego wystąpienie odsunęło się w czasie. Do końca miesiąca musimy więc liczyć się z niespokojną pogodą. Niemal codziennie będzie pochmurno, deszczowo, wietrznie, ale też ciepło.
Największe ilości deszczu będą spadać na województwa północne, ponieważ tam do ośrodków niżowych, które będą się przewalać przez Skandynawię i Bałtyk, będzie najbliżej. Im dalej na południe Polski, tym sumy opadów będą mniejsze, również z powodu południowego wiatru, który spływając ze szczytów górskich ku dolinom, osusza i ogrzewa powietrze.
Halny sprawi, że na Śląsku, w Małopolsce czy na Podkarpaciu opady będą niewielkie i może pogłębiać się susza. Jednocześnie to właśnie tam spodziewamy się najwyższych temperatur, rzędu 10-15 stopni, a w najcieplejsze dni nawet dochodzących do 20 stopni.
Podobne scenariusze pogodowe dotyczą nie tylko jesieni, lecz również zimy. Będzie ona łagodna, niewykluczone, że najcieplejsza w ostatnim stuleciu, a przy tym mokra i wietrzna. Oczywiście, jak każdej zimy poprószy śnieg i chwyci mróz, ale będą to zjawiska krótkotrwałe, znacznie rzadsze niż tradycyjnej zimy.
Po części może być to związane z działalnością jednego z najpotężniejszych w historii obserwacji zjawiska El Niño, ale póki co nie można przypisać tego jemu z całą stanowczością. Wiemy tylko, że El Niño może, choć nie zawsze, sprzyjać mokrym i wietrznym zimom w północnych regionach Europy oraz suchym i ciepłym w regionach południowych.
Brak prawdziwej zimy tradycyjnie ma swoje pozytywne i negatywne strony. Z całą pewnością w kieszeniach pozostanie nam więcej pieniążków, bo nie będziemy musieli wydawać ich w dużych ilościach na ogrzewanie. Zaoszczędzimy też sporo czasu, bo rzadziej będziemy odśnieżać swoje posesje i samochody. Mniej osób zamarznie i zaczadzi się, mniej będzie pacjentów ze złamanymi kończynami, łatwiej będzie podróżować po drogach, a pociągi rzadziej będą się spóźniać.
Jednak ciepła, mokra i wietrzna aura ma też swoje niekorzystne oblicza, o których mogliśmy się przekonać w ostatnich dniach. Porywisty wiatr łamał wówczas drzewa, które upadały na ludzi, samochody, zabudowania i drogi, powodując szkody i zabijając oraz raniąc kilka osób. Tysiące odbiorców było pozbawionych prądu i ogrzewania, a strażacy i energetycy mieli mnóstwo pracy. Jak pamiętamy z ubiegłych łagodnych zim, wichury okazywały się wyjątkowo niszczycielskie. Zmywały plaże i powalały tysiące drzew w górach.
Prognoza pochodzi z serwisu TwojaPogoda