Władze rosyjskie z determinacją bronią wprowadzonego przez siebie embarga na wwóz produktów żywnościowych. Przed kilku dniami Rosja zagroziła sankcjami Albanii, Bośni i Hercegowinie, Macedonii, a nawet swemu najwierniejszemu sojusznikowi na Bałkanach - Serbii.
Ostatnio odczuła skutki polityki Kremla robiąca dotąd świetne interesy na embargu Białoruś. Wypada przypomnieć, że tworzy ona z Rosją związkowe państwo, ponadto jest jednym z trzech filarów stanowiących wspólny obszar celny – za miesiąc (1 stycznia 2015) ma wraz z Kazachstanem i Rosją utworzyć Eurozjatycką Unię Gospodarczą. Pomiędzy Białorusią a Rosją nie ma już od lat granicy, teraz więc – dla potrzeb wprowadzonego w tym tygodniu systemu kontroli wszystkich ładunków wjeżdżających z Białorusi do Rosji – na gwałt uruchamia się pozostałe z czasów radzieckich obiekty. Szkopuł w tym, że w tych dawnych czasach ruch pomiędzy bratnimi republikami odbywa się wyłacznie po kilku dozwolonych szlakach biegnących głównymi drogami. Obecnie ciężarówki z kontrabandą swobodnie hasają lokalnymi traktami.
Jak donosi z Moskwy dla GW W. Radziwinowicz, ustaliła się już taryfa za przełamanie embarga – 5000 euro za TIRa. Kupowane w Polsce za (niechby nawet) 90 groszy jabłka w moskiewskich sklepach sprzedawane są po około 4 zł, obok „białoruskich” łososi, kiwi, cytryn i krewetek.
Najnowszym celem Rossielhoznadzoru stała się Szwajcaria, która tej jesieni zdumiewająco zwiększyła swój eksport do Rosji – jak pisze Gazeta Wyborcza, wysyłka szwajcarskich jabłek wzrosła 400 razy! Głęboko zaniepokojona Federalna Służba Nadzoru Fitosanitarnego wystosowała do Szwajcarów ultimatum z żądaniem podania wielkości produkcji owoców i warzyw w tym kraju oraz rejonów ich produkcji, a także potwierdzenia autentyczności wydanych certyfikatów. Takie same kroki Rossielhoznadzoru (informuje o nich agencja Interfax) poprzedziły wprowadzenie embargo na eksport owoców i warzyw z Ukrainy.
za: GW, fruit-inform, Interfax, Fitomag
pg
***
Nasz komentarz:
Rosyjskie prorządowo nastawione media codziennie publikują doniesienia świadczące o tym, jak sprawnie gospodarka rosyjska radzi sobie z zastępowaniem towarów z krajów objętym embargiem. Na uwagę zasługują przede wszystkim wieści dotyczące krajów o znaczącej produkcji ogrodniczej (jak Chiny, Iran, Turcja, Egipt, Serbia), które rzeczywiście mogą odegrać jakąś widoczną rolę w zmianie struktury importu Rosji. Wszystkie one deklarują chęć zacieśniania współpracy, zwiększania dostaw na rosyjski rynek, co z satysfakcją odnotowują rosyjskie władze.
A przy tym pojawiają się komunikaty o zaniepokojeniu tychże samych władz administracji rosyjskiej rozwojem sytuacji w dwustronnych kontaktach. Przykładem niech będzie Egipt: obustronna radość z zacieśnienia stosunków politycznych i planów zwiększenia wymiany handlowej po jesiennej wizycie w Moskwie prezydenta Egiptu, ustanowienie strefy wolnego handlu… itd. A potem oficjalny komunikat Rossielhoznadzoru o niemożności skontrolowania nadchodzących z Egiptu towarów pod kątem fitosanitarnym. Granica się „zakorkuje”? Podobnie z Chinami – pewność, że mogą one stać się bardzo poważnym graczem zastępującym towary USA, Kanady, Australii i UE, a obok przyznanie, że owszem nowy terminal na Syberii (po chińskiej stronie granicy) może „przerobić” miliony ton, ale Kolej Bajkalsko-Amurska nie zdoła ich przetransportować, zresztą nie ma też potrzebnej ilości wagonów-chłodni. Ledwie ogłoszono pełną swobodę dostaw na Krym produktów żywnościowych z Ukrainy – także tych niecertyfikowanych, Rossielhoznadzor alarmuje, że zatrzymuje około 30% dostaw, bo nie odpowiadają rosyjskim normom. Rosyjskie „kroki odwetowe” (tak oficjalnie nazywa się embargo) budzą zniecierpliwienie i irytację u najbliższych satelitów Moskwy – na Białorusi i w Kazachstanie, które zresztą do tego embarga nie przystąpiły (na co z kolei irytowała się Moskwa). Robią interesy na pośrednictwie w jego obchodzeniu.
pg