24 lutego sadownicy i instytucje związane z branżą spotkali się w Lublinie na konferencji „Jabłkowe problemy – sposoby rozwiązania”. Organizatorzy – Towarzystwo Rozwoju Sadów Karłowych, Uniwersytet Przyrodniczy w Lublinie, Instytut Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, Urząd marszałkowski w Lublinie, Krajowy Związek Grup Producentów Warzyw i Owoców, Stowarzyszenie Karjowa Unia Producentów Soków, Stowarzyszenie Polskich Szkółkarzy przedstawili na niej swoje obserwacje dotyczące stanu sadownictwa i koniecznych w tej branży działań w najbliższych latach.
Narzekamy na nieustającą zmienność otaczających nas zjawisk, a tymczasem mamy na wyciągnięcie ręki przykłady trwałości, której zresztą – jako sadownicy – jesteśmy współtwórcami. Tak otóż od lat ustaliła się światowa równowaga w strukturze produkcji owoców: 2,0%-2,1% stanowią uprawy gatunków cytrusowych; 1,4%-1,5% banany, tyle samo jabłka – gdy produkcja bananów spada o 0,1% – o tyle rośnie produkcja jabłek i w następnym roku na odwrót. Stałą jest tendencja do wzrostu zbiorów jabłek w Chinach. Przed 15 laty zbierano ich tam 20 mln ton, teraz prawie dwa razy tyle. Stałą jest produkcja w USA – od tychże 15 lat oscyluje wokół 4,5 mln ton. Z niewielkimi wahaniami stale przy poziomie 3 mln ton trwa Turcja, stale rośnie produkcja w Polsce. Tylko dynamika tych „stałych” przyprawia producentów i handlowców o ból głowy.
Próby zbilansowania produkcji
Polskie jabłkowe problemy zaczynają się od razu po wejściu na nasze podwórko – nie wiemy nawet ile dokładnie tych jabłek mamy. Główny Urząd Statystyczny obstaje przy wyniku za 2015 rok w wysokości 3,125 mln ton, TRSK szacuje zbiory na 3,8 mln ton. Różnica (675 tys. ton) to jak raz krajowe spożycie, a więc ilość zasadniczo wpływająca na sytuację rynkową. IERiGŻ-PIB szacuje to spożycie niżej – na 550 tys. ton w sezonie 2014/15, z tendencja malejącą do 505 tys. ton w 2015/16. Za to całkowitą wielkość rynku jabłek w kraju ocenia w tym sezonie najwyżej , bo na 3,955 mln ton – to odpowiednik naszego ubiegłorocznego eksportu!
Nie ma pełnej zgodności także co do wielkości spożycia tych owoców w Polsce – mówi się o 15-17 kg/osobę (TRSK), ale też o 14,3 kg/osobę w sezonie 2014/15 i prognozuje się 13,5 kg/osobę w bieżącym (IRGiŻ-PIB). Zgoda jest co do obserwacji, że spożycie jabłek nam spada. Zeszłoroczne akcje typu „jedz jabłka na złość Putinowi” dały wynik – w porównaniu z konsumpcją w sezonie 2013/14 (13,14 kg/os.) – o 1,16 kg/os. wyższy. Ile w tym było narodowej przekory, a ile efektu niskich cen? – Tego już nie wiemy.
W bilansie rozdysponowania zebranych owoców doszła w ubiegłym roku jedna pozycja – bezpłatna dystrybucja. Dzięki unijnej pomocy do sadowników trafiły pieniądze za 212 tys. ton jabłek w ubiegłym sezonie i za 290 tys. ton – w bieżącym. Sumując podane wyżej dane IERiGŻ-PIB o spożyciu w gospodarstwach domowych z wolumenem bezpłatnej dystrybucji widać, że krajowe spożycie jabłek podchodzi pod 800 tys. ton – w sezonie 2014/15 było to 762 tys. t (550+212), w obecnym będzie 795 tys. t (505+290).
Dr Bożena Nosecka (IERiGŻ-PIB) mówiła o różnicach w szacunkach wysokości zbiorów podawanych przez GUS i inne źródła, bilansie rozdysponowania produkcji jabłek oraz różnorodności i rozmiarach środków pomocowych z UE sięgających 75% budżetu, jakim dysponuje nasze ogrodnictwo
…do czego to dochodzi!
Jak widać – do 4 milionów ton jabłek, a pewnie niebawem przekroczy 4,3-4,5 mln ton (TRSK), może dojdzie i do 5 mln ton. Z prezentowanych przez dr Bożenę Nosecką (IERiGŻ-PIB) danych pochodzących z GUS-u, Ministerstwa Finansów oraz KUPS-u rozdysponowanie produkcji jabłek wygląda w ostatnich dwóch latach następująco. Spożycie (dla bieżącego sezonu – prognozowane) – 20% towarowej podaży, ale w dwóch poprzednich latach było to tylko 15%, a jeszcze wcześniej 19%, 26%, 22%. A więc wielkość trochę nieprzewidywalna, a każdy procent przy produkcji 4 mln ton oznacza wahnięcie o 40 tys. ton. Prof. E. Makosz zakłada, że nie uda nam się w najbliższych latach zwiększyć krajowego spożycia jabłek ponad poziom 700-750 tys. ton. Powyżej widnieją liczby świadczące, że już ten poziom osiągnęliśmy i teraz trzeba różnych działań, by go nie obniżyć.
Na lubelskiej konferencji mówiono kto, jak oraz jakie jabłka produkuje i będzie produkował. Według prof. E. Makosza Polska jest jedynym krajem, w którym dominują jeszcze sady o powierzchni poniżej 5 hektarów. Jesteśmy w tym podobni do sadowników z Południowego Tyrolu, ale na powierzchni podobieństwa się kończą – tamte małe sady mają plony rzędu 80 t/ha owoców bardzo dobrej jakości i są dodatkowym źródłem utrzymania dla swoich właścicieli. Panujące u nas warunki ekonomiczne powoli wymuszają zmiany w kierunku powiększania powierzchni upraw i podnoszenia jakości produkowanych owoców. Za optymalne w najbliższej przyszłości powierzchnie gospodarstw w Polsce prof. E. Makosz uznał takie, na których gospodarzowi uda się dopilnować reżimów produkcyjnych zapewniających wysokie zbiory owoców tylko najwyższej jakości. To może być 10 ha, ale raczej 20-30 hektarów. Jabłonie stanowią dzisiaj około 80% naszych sadów, co nie jest korzystne dla rynku. Zwłaszcza mniejsze gospodarstwa powinny szukać swojej szansy w innych gatunkach sadowniczych – pestkowych czy jagodowych. Kontynuację upraw jabłoni może zapewnić członkostwo w grupie producenckiej.
Wzrastająca produkcja stwarza problemy, z którymi branża sama nie może sobie poradzić – tak jest na przykład z szukaniem nowych rynków zbytu, negocjowaniem warunków ich otwarcia dla naszych owoców, regulacją funkcjonowania rynku krajowego. Dobrze, że władze państwowe już dostrzegły ten problem. Potrzebna jest stała aktywność – zwłaszcza Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, agend Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Wydziałów Promocji Handlu i Inwestycji. „Prośba do naszego rządu – podjąć rozmowy z rządem rosyjskim w sprawie zgody na import naszych jabłek w miesiącach kwiecień – maj” – postulował prof. E. Makosz.
Spółdzielnia ma trwać wiecznie
To przesłanie Witolda Boguty (KZGPWiO), który mówiąc o polskich atutach podkreślał młody wiek i bardzo dobre przygotowanie zawodowe naszych sadowników, nowoczesne wyposażenie ich gospodarstw, duży potencjał handlowy, tanią siłę roboczą na rynku, moce przetwórcze działających w kraju zakładów. Czynnikami hamującymi wzrost i rozwój branży są: polska-polska konkurencja, koncentracja na jednym (zamkniętym teraz) rynku zbytu, odległość od innych rynków, wzrost produkcji w krajach wschodniej Europy, kłopoty z jakością, dobór odmian. Dr W. Boguta przypomniał, że grupa czy organizacja producentów jest podstawowym elementem rynku zorganizowanego z udziałem producentów. Celem organizowania się producentów nie jest pozyskanie dla siebie „fantów” , ale ułatwienie planowania i zapewnienie dostosowania do popytu, koncentracja dostaw i optymalizacja kosztów.
Zgodnie z prawem – o czym nasi producenci często zapominają – jest obowiązek zbywania całej swojej produkcji przez grupę. Te muszą nauczyć się współpracować z sobą, wypromować własne marki towarowe. Stadium rozwoju naszego sadownictwa już nie daje prostych możliwości kontynuowania pracy, zaś te konieczne do przetrwania na rynku warunki są do spełnienia tylko przez silne podmioty – u nas grupy i ich zrzeszenia. Potrzebna jest naszym producentom pomoc ze strony państwa – w różnych formach otrzymują ją producenci owoców w innych państwach Unii Europejskiej.
Dr Witold Boguta: Po co tworzymy grupy? Dla długotrwałych korzyści czy doraźnie uzyskiwanych „fantów”?
Komu to służy?
Przypominam często zadawane w dawnych audycjach propagandowych mediów retoryczne pytanie władz zatroskanych o losy mas pracujących. Dzisiaj każdy sam, porzucając uroki retoryki musi dokładnie liczyć, czy podoła warunkom produkcji sadowniczej. Koszty produkcji owoców będą rosły i mogą się wahać w przedziale 45-55 tys. zł/ha. Należy zakładać, że granicą opłacalności prowadzenia sadu jabłoniowego będzie 50 t/ha owoców deserowych bardzo dobrej jakości. Przy tym plonie koszt produkcji będzie wynosił 0,9-1,1 zł/kg jabłek. Ceny owoców najbardziej poszukiwanych odmian – ‘Gala’ i jej mutanty – można zakładać na poziomie 1,4-1,5 zł/kg, ‘Šampion’ czy ‘Ligol’ mogą dawać po 1,1-1,2 zł/kg, zaś ‘Idared’ – 0,9 zł/kg. Cena owoców przemysłowych może osiągnąć 0,4-0,5 zł/kg, ale przy wysokiej ich podaży (powyżej 2 mln t) będzie to około 0,25 zł/kg.
Polska wywindowała się na pozycję lidera w produkcji i eksporcie dzięki niższym kosztom produkcji jabłek. U naszego największego konkurenta na globalnym rynku – w południowym Tyrolu wynoszą one 0,35-0,38 €/kg podczas gdy u nas 0,21-0,26 €/kg. Opłacalność jest osiągana przez Tyrolczyków przy dochodzie brutto 24 tys. euro z hektara (60 ton owoców po 0,4 €/kg), u nas – już przy 60 tys. zł. Nasze owoce przegrywają, nie tylko z włoskimi, gorszą jakością. „Produkujemy najtańsze jabłka na świecie, warto zastanowić się nad opłacalnością takiej polityki, może zmniejszyć ich produkcję do poziomu 3,0-3,5 mln ton – w tym 1,5-2,0 mln t dobrej jakości owoców deserowych dających lepsze ceny?” – zastanawiał się prof. E. Makosz.
Dobra odmiana
Na temat tego, co produkować, sadownicy zawsze chętnie dyskutują. W Lublinie musieli poprzestać na wysłuchaniu, znanych już, propozycji. Standardem w globalnym handlu, którego uczestnikiem Polska się staje (z 12% udziałem), są jabłka jednokolorowe, częściej czerwone niż żółte. Wśród tych pierwszych prym wiodą obecnie rodzina ‘Gali’ – wymagająca lepszych gleb, cieplejszych stanowisk, łatwiejsze w uprawie mutanty ‘Jonagolda’ (np. ‘Jonagored’, ‘Red Jonaprince’, ‘Red Jonaprince’ Select®), grupa ‘Red Deliciousa’ (‘Camspur’, Red Cap®), rodzime odmiany z firmy Aj!Apple (Zuzi Gala®, Zuzi Red®, Sander®, Muna®). Zainteresowanie grupą ‘Golden Deliciousa’ na zachodzie Europy spada, na Wschodzie jednak utrzymuje się.
W kwestii odmian wypowiedział się prezes Stowarzyszenia Polskich Szkółkarzy Maciej Lipecki potwierdzając przytoczone powyżej tendencje światowe. Jego zdaniem „szkółkarstwo musi odpowiadać na zapotrzebowanie sadowników, ale także kreuje rynek poprzez promocję pewnych odmian”. W ostatnich 10 latach utrzymywał się duży popyt na materiał szkółkarski – w kraju sady powiększali i wymieniali sadownicy, zakładali je zmieniający specjalizację plantatorzy jagodowych czy rolnicy szukający intratniejszych upraw. Także za wschodnią granicą polskie drzewka znajdowały zbyt.
O ile jednak nasi producenci, choć w różnym stopniu przygotowani do prowadzenia sadu, zawsze byli ludźmi z praktycznym doświadczeniem i teoretycznym przygotowaniem. Tymczasem w krajach Wschodu inwestorzy rozpoczynający duże i drogie inwestycje musieli zatrudniać agronomów i innych specjalistów, ponieważ sami najczęściej nie byli sadownikami – traktowali sad, pole jak wszystkie inne inwestycje, co bardzo często się nie sprawdzało.
Dla zmieniających się polskich sadów szkółkarze muszą przygotowywać materiał dokładnie taki, jakiego wymagają sadownicy – zmniejsza się popyt na tańsze asortymenty, więcej sprzedaje się drzewek zapewniających szybki zwrot nakładów. Do sadów z systemem nawadniania, ochrony przed gradem i przymrozkami wybierane są odwirusowane knip-boomy. Niektóre szkółki znowu produkują dwuletnie drzewka z dwuletnią koronką – asortyment kiedyś już oferowany – takie drzewka mają wykazywać się słabszym wzrostem, a silniejszym rozwojem generatywnym, większą opornością wobec chorób drewna i kory.
Komu jabłko, komu?!
Z pytaniem „co?” wiąże się kwestia „dla kogo?”. Miłości polskich sadowników do Idareda nie podzielają polscy konsumenci – dla tej odmiany nie ma sensownej alternatywy jak tylko eksport na Wschód. Niekoniecznie tylko do Rosji, ale nie czarujmy się – na najbliższe lata może to być (jeśli będzie w ogóle) najpoważniejszy adresat przesyłek z ‘Idaredem’. Wszyscy mocno liczymy na Chiny. Po wizytach z naszymi handlowcami w tym kraju M. Maliszewski przekazywał optymistyczną wieść: sadownicy chińscy nie widzą zagrożenia ze strony polskich jabłek, nawet gdybyśmy wyeksportowali tam milion ton. Co jednak postanowi rząd Państwa Środka? – Nie wiemy. Francja dostała kontyngent „aż” 16 tysięcy ton na rok…
Dr Anna Bugała (IERiGŻ-PIB): 5 lat wstecz jabłka eksportowaliśmy do 42 krajów, w zeszłym roku do 80, obecnie są one na 67 rynkach
Indie (nierozwiązany ciągle wymóg dezynfekcji importowanych owoców bromkiem metylu), Wietnam (niedopuszczane pozostałości kaptanu), Bliski Wschód, Afryka – niezależnie od umiarkowanych najczęściej chęci otwarcia swoich rynków dla naszych jabłek, nie mamy za bardzo towaru, jakiego dzisiaj się tam oczekuje. Możliwości eksportu na te dalekie rynki prof. E. Makosz szacuje na około 100 tys. ton, zaś jego całkowitą wielkość na 1,0-1,2 mln ton – przy założeniu, że do krajów wschodniej Europy zdołamy wysłać 0,5-0,6 mln ton. W sezonie 2013/14 – przed wprowadzeniem rosyjskiego embarga – Polska wyeksportowała 1,1 mln ton jabłek, w rok później (już w warunkach embarga) – 0,85 mln ton, w bieżącym będzie jeszcze niższy. Potwierdzają tę tendencję analizy IERiGŻ-PIB – w sezonie 2012/13 na eksport poszło 32% zebranych jabłek, w 2014/15 – 24%, prognozy na sezon 2015/16 zakładają 22%. Tonażowo, według tego źródła wygląda to tak: 2012/13 – 1,262 mln t, 2013/14 – 1,123 mln t, 2014/15 – 0,942 mln t i (prognoza) 2015/16 – 0,870 mln t.
Podstawowym rynkiem zbytu dla naszych jabłek pozostaje Europa – znająca co to jabłko dwukolorowe, poznająca coraz lepiej jabłka z Polski. W geograficznej strukturze eksportu (dane IERiGŻ-PIB) rynek „starej” Unii Europejskiej, na którym w latach 2009-2014 lokowaliśmy 10% naszego eksportu teraz bierze (dane wstępne) 18%. Państwa „nowej” UE też stały się większym odbiorcą – z 9% eksport do nich w tym samym czasie wzrósł do 31%. Łącznie z państwami WNP (wzrost z 29% do 43%) – to nasi najważniejsi partnerzy handlowi. Zadbanie o te rynki da najszybciej najbardziej wymierne efekty. Zbyt w tamtym kierunku nie jest raz na zawsze „zaklepany” – Ukraina, Kazachstan zmniejszyły w ostatnim roku swoje zakupy. Zapewne z powodu uszczelnienia granicy z Rosją, ale czy tylko dlatego? Różne statystyki wykazują, że tamtejsza produkcja też się rozwija. Utrzymanie i umocnienie się na tamtych rynkach będzie wymagało pomysłów, środków i wysiłku.
Bilans produkcji i rozdysponowania polskiej produkcji jabłek w co najmniej połowie zależy od przemysłu przetwórczego – o tych sprawach w kolejnej publikacji.
Tekst i zdjęcia: Piotr Grel