Na wtorkowej senackiej komisji rolnictwa resort rolnictwa przedstawił informację nt. ubezpieczeń rolnych oraz szacunków dotyczących strat w rolnictwie w wyniku wiosennych przymrozków.
Według dyrektor, wzrost liczby ubezpieczeń to „wymierny efekt zwiększania dotacji do ubezpieczeń rolnych oraz wymierny efekt świadomości rolników, że należy ubezpieczać uprawy rolne”. Poinformowała, że w sumie w tym roku rolnicy ubezpieczyli ok. 1,7 mln hektarów z 14 mln ha, które są do ubezpieczenia.
Szelągowska przypomniała, że w grudniu ub.r. minister rolnictwa zwarł umowy na cały 2017 r. z pięcioma zakładami ubezpieczonymi, tj. ze wszystkimi, które wyraziły chęć sprzedaży polis rolnikom – PZU, Towarzystwo Ubezpieczeń Wzajemnych „TUW”, Concordia Polska Towarzystwo Ubezpieczeń Wzajemnych, Pocztowe Towarzystwo Ubezpieczeń Wzajemnych oraz InterRisk Towarzystwo Ubezpieczeń SA.
Zgodnie z unijnymi przepisami, rolnik otrzymujący dopłaty bezpośrednie musi ubezpieczyć połowę swoich upraw od co najmniej jednego ryzyka. Za brak takiego ubezpieczenia grożą kary, które w praktyce nie są jednak egzekwowane.
Wiceprezes Polskiej Izby Ubezpieczeń (PIU) Andrzej Maciążek uważa, że nie ma dobrych rozwiązań dotyczących ubezpieczeń rolnych i problem ten występuje we wszystkich krajach Europy. Podczas posiedzenia komisji mówił, że skala ryzyka związana z wystąpieniem klęsk pogodowych jest trudna do przewidzenia i firmy ubezpieczeniowe często ponoszą straty na ubezpieczeniach rolnych. Dodał, że normalne ryzyko ubezpieczeniowe może przekształcić się w klęskę żywiołową – np. dotyczy to wiosennych przymrozków czy suszy.
Problemem dla firm ubezpieczeniowych jest też niemożność tworzenia rezerwy na wypadek ponownego wystąpienie klęski. – Obecnie przepisy europejskie nie przewidują tworzenia takich rezerw na ryzyka rolne. Oznacza to, że w skali jednego roku składki i odszkodowania muszą się zbilansować. Jeżeli będzie strata, to zakłady ubezpieczeniowe z własnych środków muszą dopłacić – tłumaczył Maciążek.
– Mam świadomość, że składka dla rolnika musi być w takiej wysokości, by on ją mógł zbilansować w ramach opłacalności produkcji rolnej, stad we wszystkich rozwiązaniach europejskich wszędzie jest interwencja państwa – powiedział wiceprezes PIU. Ocenił, że problem leży nie tylko w samej składce, ale także w takich ryzykach, jak susza czy skutki przezimowania, gdy odszkodowania z tego tytułu wielokrotnie przewyższają składkę i samo dofinansowanie do składki nie wystarczy.
Według Maciążka, jedną z możliwości, by ubezpieczenia rolne były tańsze, jest odpowiedni dobór odmian roślin. Wcześniejsze odmiany czy też te, które wysoko plonują są bardziej wrażliwe na warunki atmosferyczne – zaznaczył.
Zapewnił, że firmy ubezpieczeniowe i resort rolnictwa analizują ten problem i szukają najlepszych rozwiązań dla obu stron.
Wiceminister rolnictwa Zbigniew Babalski zwrócił uwagę, że do 2015 r. środki budżetowe na dopłaty do ubezpieczeń rolnych nie były wykorzystywane. W 2016 r. po raz pierwszy trzeba było dołożyć ponad 200 mln zł – zaznaczył.
W tym roku w budżecie zapisano na ten cel ok. 900 mln zł.
Źródło: