Zbliża się wiosenny okres sadzenia, więc chcę przypomnieć kilka spraw, na które trzeba zwrócić uwagę, by uniknąć błędów opóźniających czy zmniejszających plony.
Istotny jest dobór podkładki i odmiany do typu gleby. Sadzone drzewka powinny mieć zdrowy system korzeniowy — korzenie (białawe na przekroju) nie mogą być uszkodzone, przesuszone, przemarznięte. Przesuszenie drzewka jest bardzo niebezpieczne — jest wtedy bardziej wrażliwe na choroby i szkodniki (przykładem — 'Elise'). Po posadzeniu miejsce okulizacji musi pozostawać nad ziemią na tyle wysoko, by zabiegi uprawowe nie spowodowały jego przykrycia — zbyt silny wzrost jest często powodowany właśnie ukorzenieniem się odmiany szlachetnej. Warto sadzić drzewka o dobrze uformowanej koronce z pędami bocznymi zakończonymi pąkami kwiatowymi — nasi szkółkarze potrafią je już produkować. W drugim roku powinny one wydać już znaczący plon. Jednakże nasi sadownicy często zapominają, że wymagają staranniejszej opieki niż te ze słabo wykształconą koronką.
Nie wszyscy doceniają znaczenie analiz gleby, liści i zawiązków oraz kontrolowanego nawożenia uwzględniającego wzrost i owocowanie drzew. Znam sady, gdzie owocowanie w roku ubiegłym było obfite, a mimo to rosnące w nich drzewa założyły i wykształciły dorodne pąki kwiatowe, chociaż od kilku lat nie są doglebowo nawożone wapniem, potasem, fosforem i magnezem. Rozsiano w nich jedynie azot (około 70 kg/ha), a uzupełniono go dolistnie podając jeszcze magnez i fosfor. Przyrosty na tych drzewach są nie dłuższe niż 20–30 cm. Obok — przez miedzę — inny sadownik rozsiewa głównie azot, ale owoce już dawno musiał sprzedać, a nakłady na cięcie drzew są 2–3-krotnie większe, niż u sąsiada. W pierwszym sadzie decyzje o takim, a nie innym, nawożeniu podejmowane są właśnie na podstawie analiz i obserwacji zachowania się roślin.
Jeżeli jednak z różnych przyczyn wzrost drzew będzie zbyt silny, można go korygować nie tylko zimowym czy letnim cięciem koron. Możemy ciąć korzenie czy nacinać pnie, a także użyć regulatorów wzrostu. W zeszłym roku niektórzy sadownicy wypróbowali Regalis. Pomimo tego, że zabieg nim został wykonany zbyt późno (preparat otrzymaliśmy, gdy przyrosty miały już około 15 cm), efekty były wyraźne. Istotnie zahamowany został wzrost opryskanych nim, nieowocujących z powodu przemarznięcia kwiatów, drzew. Założyły one też silne pąki kwiatowe.
Piotr Gościło — doradca sadowniczy Grupy Hasło
- Program ochrony sadu oparty wyłącznie na komunikatach wydawanych przez państwowe inspektoraty ochrony roślin byłby o wiele droższy niż jest to konieczne, bowiem wymagałby zwalczania wszystkich sygnalizowanych szkodników — również tych, które niekoniecznie w tym sadzie i sezonie produkcyjnym muszą wystąpić. Dlatego zachęcam do notowania wyrządzanych w sezonie szkód i obserwowania występowania szkodników na bieżąco. Zeszłoroczne notatki wraz z danymi uzyskanymi dzięki pułapkom lepowym czy feromonowym dadzą sadownikowi pojęcie o konkretnych zagrożeniach, na jakie powinien być przygotowany w tym roku.
W bardzo wielu sadach regionu sandomierskiego duże szkody wyrządziły w ubiegłym roku szpeciele. Jest to szczególna grupa szkodników, efekty ich żerowania zauważamy dopiero latem lub jesienią, kiedy na ochronę jest już za późno. Najlepszy termin ich zwalczania to faza różowego pąka. Szukamy ich tak: z dwudziestu drzew wycinamy 100 pędów jednorocznych z kilkucentymetrowymi odcinkami dwuletnich. Następnie pod lupą o powiększeniu x 20 lub pod binokularem przeglądamy co najmniej 100 pąków badając miejsca między pąkami a pędem, między łuskami pąka i w fałdach skórki w miejscu wyrastania pędu. Szukamy zimujących samic — wrzecionowatych, barwy beżowej lub różowopomarańczowej. Najlepiej zrobić to w fazie nabrzmiewania pąków. Z moich obserwacji w dwunastu sadach wynika, że w trzech z nich liczba zimujących samic przekraczała próg zagrożenia ekonomicznego, czyli 20 sztuk na jeden pąk.
Następnym szkodnikiem, który występuje z roku na rok w coraz większej liczbie sadów rejonu sandomierskiego, jest toczyk gruszowiaczek. Jego wystąpienie można prognozować na podstawie obserwacji dokonanych w roku poprzednim. Próg ekonomicznego zagrożenia to 100 min na 100 liści (jesienią). Loty motyli tego gatunku trwają od fazy zielonego pąka, a kończą się w czasie kwitnienia jabłoni. Najefektywniej można chronić przed nim drzewa od okresu różowego pąka do opadania płatków kwiatowych i — w razie konieczności zwalczania motyli drugiego pokolenia — w połowie lipca.
Większość sadów regionu sandomierskiego w roku ubiegłym bardzo obficie owocowała. Przebieg warunków pogodowych zimą 2000/2001 był zaskoczeniem nie tylko dla sadowników, ale przede wszystkim dla drzew. Liczne i długotrwałe okresy wysokiej, jak na tę porę roku, temperatury musiały spowodować inicjację oddychania pąków, co z kolei zapewne obniżyło ich kondycję. Jeśli wiosna będzie ciepła, a w glebie nie zabraknie wilgoci, drzewa same się obronią szybko regenerując siły. Natomiast przy pogodzie zmiennej, z częstymi spadkami temperatury do 4–5°C sady słabo dokarmiane po ubiegłorocznych zbiorach będą mieć mierne plony. Ta prognoza jest tym bardziej prawdopodobna, że wiele drzew w naszym regionie ma o około 40% pąków kwiatowych mniej niż w ubiegłym roku Nie dotyczy ona oczywiście tych, w których rokrocznie prowadzi się chemiczne przerzedzanie owoców i dokarmianie drzew po zbiorze.
Adam Fura — instruktor WODR Modliszewice, Oddział w Sandomierzu
- Handel owocami na Podkarpaciu jest nadal mało satysfakcjonujący. Jabłka przemysłowe są skupowane po 0,22 zł, deserowe sprzedawane w detalu o złotówkę drożej. Za eksportowy 'Idared' można dostać 0,55–0,57 zł. Lepiej sprzedają się gruszki — osiągają od 2,5 zł do 4 zł. Rośnie wiedza nabywców, a wraz z nią ich wymagania. Klienci nauczyli się rozpoznawania odmian — formuje się rynkowa czołówka z 'Golden Deliciousem', 'Jonagoldami', '?ampionem', 'Elise', 'Ligolem' (dla młodzieży). Ale nie tylko — potrafią oni także określić, z jakiego obiektu pochodzą owoce: z przechowalni czy z chłodni. Pytają tylko o te drugie. Coraz częściej przy zakupach zwraca się uwagę na opakowanie, coraz bardziej różnicują się marże handlowe.
Na Sądecczyźnie można się spodziewać obfitego kwitnienia — zwłaszcza jabłonie optymalnie owocujące w zeszłym roku dobrze zawiązały pąki. Podobnie wyglądają zadbane śliwy i grusze. Drzewa "zza stodoły" będą miały jesienią marne plony. Małe jest zainteresowanie nowymi nasadzeniami.
Józef Sułkowski — instruktor Spółdzielni Ogrodniczej "Ziemi Sądeckiej"
– Najlepszym regulatorem wzrostu jest owocowanie. Dlatego wszystkie zabiegi pielęgnacyjne i ochronne (a nie tylko cięcie i formowanie) powinny ułatwiać roślinie wejście w okres stabilnego owocowania, które będzie trwało nieprzerwanie przez cały okres użytkowania sadu.
Zbliża się wiosenny okres sadzenia, więc chcę przypomnieć kilka spraw, na które trzeba zwrócić uwagę, by uniknąć błędów opóźniających czy zmniejszających plony.
Istotny jest dobór podkładki i odmiany do typu gleby. Sadzone drzewka powinny mieć zdrowy system korzeniowy — korzenie (białawe na przekroju) nie mogą być uszkodzone, przesuszone, przemarznięte. Przesuszenie drzewka jest bardzo niebezpieczne — jest wtedy bardziej wrażliwe na choroby i szkodniki (przykładem — 'Elise’). Po posadzeniu miejsce okulizacji musi pozostawać nad ziemią na tyle wysoko, by zabiegi uprawowe nie spowodowały jego przykrycia — zbyt silny wzrost jest często powodowany właśnie ukorzenieniem się odmiany szlachetnej. Warto sadzić drzewka o dobrze uformowanej koronce z pędami bocznymi zakończonymi pąkami kwiatowymi — nasi szkółkarze potrafią je już produkować. W drugim roku powinny one wydać już znaczący plon. Jednakże nasi sadownicy często zapominają, że wymagają staranniejszej opieki niż te ze słabo wykształconą koronką.
Nie wszyscy doceniają znaczenie analiz gleby, liści i zawiązków oraz kontrolowanego nawożenia uwzględniającego wzrost i owocowanie drzew. Znam sady, gdzie owocowanie w roku ubiegłym było obfite, a mimo to rosnące w nich drzewa założyły i wykształciły dorodne pąki kwiatowe, chociaż od kilku lat nie są doglebowo nawożone wapniem, potasem, fosforem i magnezem. Rozsiano w nich jedynie azot (około 70 kg/ha), a uzupełniono go dolistnie podając jeszcze magnez i fosfor. Przyrosty na tych drzewach są nie dłuższe niż 20–30 cm. Obok — przez miedzę — inny sadownik rozsiewa głównie azot, ale owoce już dawno musiał sprzedać, a nakłady na cięcie drzew są 2–3-krotnie większe, niż u sąsiada. W pierwszym sadzie decyzje o takim, a nie innym, nawożeniu podejmowane są właśnie na podstawie analiz i obserwacji zachowania się roślin.
Jeżeli jednak z różnych przyczyn wzrost drzew będzie zbyt silny, można go korygować nie tylko zimowym czy letnim cięciem koron. Możemy ciąć korzenie czy nacinać pnie, a także użyć regulatorów wzrostu. W zeszłym roku niektórzy sadownicy wypróbowali Regalis. Pomimo tego, że zabieg nim został wykonany zbyt późno (preparat otrzymaliśmy, gdy przyrosty miały już około 15 cm), efekty były wyraźne. Istotnie zahamowany został wzrost opryskanych nim, nieowocujących z powodu przemarznięcia kwiatów, drzew. Założyły one też silne pąki kwiatowe.
Piotr Gościło — doradca sadowniczy Grupy Hasło
– Program ochrony sadu oparty wyłącznie na komunikatach wydawanych przez państwowe inspektoraty ochrony roślin byłby o wiele droższy niż jest to konieczne, bowiem wymagałby zwalczania wszystkich sygnalizowanych szkodników — również tych, które niekoniecznie w tym sadzie i sezonie produkcyjnym muszą wystąpić. Dlatego zachęcam do notowania wyrządzanych w sezonie szkód i obserwowania występowania szkodników na bieżąco. Zeszłoroczne notatki wraz z danymi uzyskanymi dzięki pułapkom lepowym czy feromonowym dadzą sadownikowi pojęcie o konkretnych zagrożeniach, na jakie powinien być przygotowany w tym roku.
W bardzo wielu sadach regionu sandomierskiego duże szkody wyrządziły w ubiegłym roku szpeciele. Jest to szczególna grupa szkodników, efekty ich żerowania zauważamy dopiero latem lub jesienią, kiedy na ochronę jest już za późno. Najlepszy termin ich zwalczania to faza różowego pąka. Szukamy ich tak: z dwudziestu drzew wycinamy 100 pędów jednorocznych z kilkucentymetrowymi odcinkami dwuletnich. Następnie pod lupą o powiększeniu x 20 lub pod binokularem przeglądamy co najmniej 100 pąków badając miejsca między pąkami a pędem, między łuskami pąka i w fałdach skórki w miejscu wyrastania pędu. Szukamy zimujących samic — wrzecionowatych, barwy beżowej lub różowopomarańczowej. Najlepiej zrobić to w fazie nabrzmiewania pąków. Z moich obserwacji w dwunastu sadach wynika, że w trzech z nich liczba zimujących samic przekraczała próg zagrożenia ekonomicznego, czyli 20 sztuk na jeden pąk.
Następnym szkodnikiem, który występuje z roku na rok w coraz większej liczbie sadów rejonu sandomierskiego, jest toczyk gruszowiaczek. Jego wystąpienie można prognozować na podstawie obserwacji dokonanych w roku poprzednim. Próg ekonomicznego zagrożenia to 100 min na 100 liści (jesienią). Loty motyli tego gatunku trwają od fazy zielonego pąka, a kończą się w czasie kwitnienia jabłoni. Najefektywniej można chronić przed nim drzewa od okresu różowego pąka do opadania płatków kwiatowych i — w razie konieczności zwalczania motyli drugiego pokolenia — w połowie lipca.
Większość sadów regionu sandomierskiego w roku ubiegłym bardzo obficie owocowała. Przebieg warunków pogodowych zimą 2000/2001 był zaskoczeniem nie tylko dla sadowników, ale przede wszystkim dla drzew. Liczne i długotrwałe okresy wysokiej, jak na tę porę roku, temperatury musiały spowodować inicjację oddychania pąków, co z kolei zapewne obniżyło ich kondycję. Jeśli wiosna będzie ciepła, a w glebie nie zabraknie wilgoci, drzewa same się obronią szybko regenerując siły. Natomiast przy pogodzie zmiennej, z częstymi spadkami temperatury do 4–5°C sady słabo dokarmiane po ubiegłorocznych zbiorach będą mieć mierne plony. Ta prognoza jest tym bardziej prawdopodobna, że wiele drzew w naszym regionie ma o około 40% pąków kwiatowych mniej niż w ubiegłym roku Nie dotyczy ona oczywiście tych, w których rokrocznie prowadzi się chemiczne przerzedzanie owoców i dokarmianie drzew po zbiorze.
Adam Fura — instruktor WODR Modliszewice, Oddział w Sandomierzu
– Handel owocami na Podkarpaciu jest nadal mało satysfakcjonujący. Jabłka przemysłowe są skupowane po 0,22 zł, deserowe sprzedawane w detalu o złotówkę drożej. Za eksportowy 'Idared’ można dostać 0,55–0,57 zł. Lepiej sprzedają się gruszki — osiągają od 2,5 zł do 4 zł. Rośnie wiedza nabywców, a wraz z nią ich wymagania. Klienci nauczyli się rozpoznawania odmian — formuje się rynkowa czołówka z 'Golden Deliciousem’, 'Jonagoldami’, ’?ampionem’, 'Elise’, 'Ligolem’ (dla młodzieży). Ale nie tylko — potrafią oni także określić, z jakiego obiektu pochodzą owoce: z przechowalni czy z chłodni. Pytają tylko o te drugie. Coraz częściej przy zakupach zwraca się uwagę na opakowanie, coraz bardziej różnicują się marże handlowe.
Na Sądecczyźnie można się spodziewać obfitego kwitnienia — zwłaszcza jabłonie optymalnie owocujące w zeszłym roku dobrze zawiązały pąki. Podobnie wyglądają zadbane śliwy i grusze. Drzewa „zza stodoły” będą miały jesienią marne plony. Małe jest zainteresowanie nowymi nasadzeniami.
Józef Sułkowski — instruktor Spółdzielni Ogrodniczej „Ziemi Sądeckiej”