Polityka braku polityki
Przyjęte przed wielu laty przez władze państwowe milczące założenie, że rynek sam ureguluje wszystkie problemy przemysłu owocowo-warzywnego, okazało się kardynalnym błędem. Dlatego niezbędne jest opracowanie własnej strategii rozwoju branży i temu mają służyć cykliczne spotkania KUPS-u. Organizacja uczy się coraz szerszego współdziałania — na różnych płaszczyznach. Zaczyna postrzegać centralne urzędy i agencje jako partnerów w realizacji strategicznych interesów, a nie tylko spraw bieżących. Powołano sekcję do spraw surowców, która jest forum kontaktów z plantatorami warzyw i owoców, a jej członkowie uczestniczą w tworzeniu zasad kontraktacji, organizują monitorowanie nasadzeń i zbiorów oraz cen. KUPS, jak i inni uczestnicy rynku, dostrzega brak promocji polskich produktów branży ogrodniczej oraz naszego lobbingu w instytucjach unijnych. Zdaniem prezesa J. Pawlaka, polski przemysł przetwórczy ma ogromny potencjał, wiele atutów, ale i sporo słabych stron. Nie jest w pełni przygotowany do stawiania czoła wymaganiom globalnego rynku. Wspólnie branża ma większe szanse na wykorzystanie wszelkich dostępnych jej środków z UE, zanim nieuchronna liberalizacja handlu w ramach Światowej Organizacji Handlu (WTO) stanie się dodatkowym utrudnieniem rozwoju.
Stabilne, ale z wahaniami
Dr Bożena Nosecka z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej w Warszawie scharakteryzowała ostatnie lata, jako okres szybkiego wzrostu produkcji i eksportu zagęszczonych soków — zwłaszcza z owoców miękkich. Wolniej wzrasta produkcja soków pitnych. Wzrasta koncentracja produkcji, umacnia się przewaga cenowa polskich produktów nad sokami pochodzącymi z innych krajów UE. Ceny zbytu i eksportowe tej kategorii produktów są — w dłuższym okresie — stabilne, ale w poszczególnych latach ulegają silnym wahaniom. Utrzymuje się i pozostanie zagrożeniem konkurencja ze strony Chin. Nasz przemysł przetwórczy ma problemy ze zmiennością wielkości podaży surowców, co odbija się także na cenach skupu owoców i warzyw przeznaczonych do przerobu. Drugim niekorzystnym dla przetwórstwa zjawiskiem, wobec którego przemysł musi zająć stanowisko, jest stopniowa, ale już odczuwalna zmiana struktury nasadzeń. Odmiany najcenniejsze z punktu widzenia technologów przetwórstwa ustępują bardziej atrakcyjnym, deserowym, pozwalającym ogrodnikom osiągać lepsze ceny. Zagwarantowanie sobie bazy surowcowej wymaga — zdaniem dr B. Noseckiej — inicjatywy przede wszystkiem zakładów przetwórczych.
Zmiany w handlu
Nie omijają one kategorii soków i napojów owocowo-warzywnych. Wieloletnie tendencje w tym sektorze towarów przedstawiła Agnieszka Gosiewska z AC Nielsen — firmy zajmującej się informacją marketingową. W latach 2001–2004 ogólna liczba sklepów detalicznych była stabilna (zmiany 1–3%), najwyraźniej przybywało super- i hipermarketów. Pomiędzy rokiem 2002 a 2003 przybyło ich 11%, zaś pomiędzy rokiem 2003 a 2004 — 9% i w końcu tego ostatniego było ich w Polsce 2626. Handel tradycyjny (duże, średnie i małe sklepy spożywcze) dysponował wówczas 136 520 placówkami. Wzrosło jednak znaczenie handlu nowoczesnego (super- i hipermarkety). Pomiędzy rokiem 2003 a 2004 zwiększyły one sprzedaż artykułów spożywczych o 3% (z 30 do 33%). W tym samym czasie sprzedaż tej grupy towarów w handlu tradycyjnym spadła o 4% (z 67 do 63%).
Ceny nie zależą od nas
Gościem seminarium był szef duńskiej organizacji producenckiej Svend Jensen. Jego grupa powstała w 1953 roku, teraz liczy 95 farmerów produkujących rocznie 3000–5000 t owoców jagodowych — agrestu, czarnej i czerwonej porzeczki — oraz wiśni. Głównymi zadaniami grupy jest skup owoców od swoich członków, organizacja transportu i dostaw do przetwórni, z którymi ma podpisane umowy kontraktacyjne, przekazywanie należności za owoce na konta plantatorów, prowadzenie szkoleń i doradztwo. Grupa zatrudnia dyrektora biura oraz szefa sprzedaży. Władze tej OP to pięcioosobowy zarząd wybierany na dwuletnią kadencję w bezpośrednim głosowaniu na ogólnym zebraniu. Grupa jest właścicielem opakowań (skrzyniopalety 520-kg) dla owoców dostarczanych przez swoich członków, biuro — wynajmuje.
Dużą wagę przywiązuje się do stałej informacji rynkowej — na bieżąco jest ona przekazywana farmerom. Szefostwo stara się także samo, lub z pomocą wynajmowanych specjalistów przekazywać członkom OP wszelkie informacje na temat dotacji i innych dostępnych środków pomocowych. Obecnie Duńczycy otrzymują z funduszy unijnych na działalność swojej grupy równowartość 4,2% obrotu oraz dopłatę do hektara ziemi w wysokości (w przeliczeniu) około 1380 zł. Ponadto rolnicy mogą ubiegać się o lokalne dotacje (do 50% kosztów) na przedsięwzięcia innowacyjne w produkcji. Ich celem jest zatrzymanie w gospodarstwach ludzi w wieku produkcyjnym. Organizacja negocjuje z odbiorcami swoich owoców ceny i są one zapisywane w umowie kontraktacyjnej. Ceny są ustalone przed kampanią zbioru, dzięki czemu przebiega ona bez niepotrzebnych napięć. Farmerzy z kolei bardzo starają się wywiązywać z przyjętych zobowiązań — jak mówił S. Jensen — w Danii jest bardzo ważne udowodnienie, że przez kilkadziesiąt lat grupa była niezawodna. W porównaniu z Polską Dania produkuje niewielkie ilości owoców. I tak, podczas kiedy z Polski pochodzi około 30% wiśni produkowanych w państwach UE, Dania dostarcza ich około 1%. W czarnej porzeczce różnica jest jeszcze bardziej przygniatająca — Polska zbiera 60–70% unijnych porzeczek, Dania — 4%. „To nie my ustalamy ceny tych owoców — musimy się podporządkować cenom, jakie ustala Polska” — stwierdził na zakończenie swego wystąpienia Svend Jensen.
Czy mają rację bytu?
Wątek konieczności organizowania sobie przez zakłady baz surowcowych podjął wiceprezes KUPS-u, a jednocześnie prezes Związku Sadowników Polskich Romuald Ozimek. Idea zakładania sadów przemysłowych nie od dzisiaj wywołuje gorące dysputy. Choć wśród sadowników przeważa pogląd o nieopłacalności takich nasadzeń, są i zwolennicy poszukiwania ekonomicznie uzasadnionych rozwiązań tego problemu. R. Ozimek zrelacjonował wyniki prac prowadzonych przez niemiecką grupę firm Hartinger na północnym wschodzie RFN. W doświadczalnym sadzie wytypowano dotychczas trzy odmiany spełniające oczekiwania producentów koncentratu soku jabłkowego. Trwają prace nad prototypem kombajnu do zbioru jabłek, szuka się optymalnych kształtów koron, systemów agrotechniki. Obiecująco wygląda kwatera z drzewami o koronach wyprowadzanych do wysokości 6 m, zapewniająca plony przekraczające 100 t/ha. (Więcej na ten temat postaramy się napisać w jednym z jesiennych numerów „Hasła Ogrodniczego”).
Sroce spod ogona nie wypadliśmy!
Prof. dr hab. Bogusław Gnusowski z Instytutu Ochrony Roślin w Poznaniu zapoznał zebranych na VIII Seminarium z wynikami przeprowadzonych w ubiegłym roku kontroli owoców i warzyw na obecność pozostałości środków ochrony roślin. Ślady tych preparatów znaleziono w 34,4% próbek, ale tylko w 1,8% próbek stwierdzono przekroczenie najwyższych dopuszczalnych poziomów pozostałości (NDP). Gdyby brać pod uwagę tolerancje unijne, a nie nasze, krajowe, odsetek ten wynosiłby tylko 1,5%. Taki wynik stawia Polskę wraz z Włochami i Wielką Brytanią na chwalebnym końcu szeregu państw, w których monitorowano pozostałości środków ochrony roślin w owocach i warzywach. Niechlubnymi liderami w tej klasyfikacji są mistrzowie marketingu i handlu — Holendrzy. W pochodzących z ich plantacji próbek aż 15,8% miało przekroczony NDP. Dokładni Niemcy osiągnęli 9,1% a ich austriaccy pobratymcy niewiele mniej — 8,4%. Poza tym wyprzedzili nas: Francuzi (7,8%), Belgowie (5,4%), Irlandczycy (4,7%), Szwedzi (4,4%), Hiszpanie (3,8%), Finowie (3,7%), Norwedzy (3,6%), Luksemburczycy (3,4%), Duńczycy (2,9%), Portugalczycy (2,8%), Islandczycy (2,5%), ogrodnicy z Liechtensteinu (2,4%) oraz Grecy (1,9%). Co jest niepokojące w wynikach tej kontroli, to stwierdzenie w 2,6% polskich próbek obecności preparatów niedopuszczonych do użycia w danej uprawie. Co prawda ten odsetek był nieco niższy, niż w roku 2003, ale jednak dużo wyższy od notowanych w latach wcześniejszych — w 2001 r. wyniósł 0,1%, w 2002 r. — 0,4%).