DWA KIERUNKI

    W zachodnioeuropejskiej produkcji szkółkarskiej roślin ozdobnych zarysowały się dwa skuteczne, a zarazem skrajnie różne sposoby zwiększania opłacalności. Z jednej strony powstaje coraz więcej "fabryk" oferujących towar masowy i kooperujących z dużymi odbiorcami, a z drugiej — szkółek z rarytasami, czyli produktami trafiającymi w rynkowe nisze. Przykłady takiej polaryzacji najłatwiej znaleźć w centrach intensywnej produkcji szkółkarskiej, np. w holenderskim Boskoop.

    Rozmach i nowoczesna technika


    Podstawową cechą przedsiębiorstwa pierwszego typu jest to, że nie przypomina ono tradycyjnej szkółki, lecz często kojarzy się z gospodarstwem szklarniowym specjalizującym się w produkcji roślin doniczkowych. Drugim istotnym wyróżnikiem takiej „fabryki” jest jej wysoki poziom techniczny i mechanizacja większości prac.


    Tak w skrócie można by opisać szkółkę pojemnikową B. D. Rijnbeek, która istnieje w Boskoop od 1983 roku, ale od 5 lat funkcjonuje na nowych zasadach. Otóż w 1997 r. właściciel zbudował 2,5-hektarową wysoką szklarnię z zapleczem do sadzenia i ekspedycji roślin (pomieszczenia sąsiadują ze sobą i stanowią jedną całość), a także wybetonowany plac na zewnątrz — gdzie odbywa się jeden z etapów produkcji — będący „przedłużeniem” cieplarni. W sumie szkółka zajmuje 7 ha, a jej głównymi produktami są kwitnące róże, m.in. pienne, w małych pojemnikach (rocznie 1,5 mln szt., w 3 cyklach uprawowych), a także Ceanothus sp. (400 tys. szt.) — niewielki zimozielony krzew o niebieskich kwiatach (u nas nieodporny na mróz). Na ten ostatni — roślinę o różnorodnym na Zachodzie zastosowaniu — zdecydowano się uznając go za dobre uzupełnienie produkcji róż, które w trakcie sezonu efektywnie pozwala zagospodarować rezerwy czasowe i puste miejsca w szklarni. Dodatkiem do tego asortymentu są krzewy z rodzaju Prunus (150 tys. szt.) i Cytisus (40 tys. szt.).


    Produkcja i transport odbywają się na przesuwnych stołach zalewowych, które przemieszczane są wzdłuż — zainstalowanych na stałe — taśmociągów. W pierwszym etapie rzędy świeżo posadzonych do pojemników roślin przenoszone są, za pomocą robota, z doniczkarki na stoły (fot. 1), które następnie trafiają do części „uprawowej” pomieszczenia (fot. 2). Później — po okresie adaptacji lub po zimie — stoły transportowane są na zewnątrz (fot. 3), a z nich rośliny trafiają na zagony. Przygotowanie tej ostatniej części szkółki, gdzie — podobnie jak pod osłonami — funkcjonuje obieg zamknięty wody i pożywki, wymagało nakładów 50 NLG/m2, czyli prawie 90  zł/m2.



    Fot. 1. Rzędy doniczek ze świeżo posadzonymi roślinami (tu: Ceanothus sp.) przenoszone są na stoły za pomocą robota



    Fot. 2. Stoły z roślinami przemieszczane są z części „brudnej” gospodarstwa do części „uprawowej”



    Fot. 3. Na przedłużeniu szklarni znajdują się zagony szkółkarskie


    Jak podkreśla właściciel Ben Rijnbeek, zastosowany przez niego model produkcji pozwala skrócić cykle uprawowe. Rzecz jasna, korzysta się z gotowych materiałów wyjściowych, przy czym podkładki pod róże pienne sprowadzane są z… Polski, spod Wrocławia. Jest to rocznie 400 000 podkładek (bez korzeni), które w Holandii szczepi się w ręku odmianami szlachetnymi, a następnie doniczkuje. W pojemniku podkładka się ukorzenia, a jednocześnie zrasta ze zrazem. Produkowane przez B. Rijnbeeka róże pienne (fot. 4) cieszą się dużą popularnością — 80% tych roślin jest zamawiane, zanim jeszcze zostaną wyprodukowane. Dobrą porą ich sprzedaży, jako roślin doniczkowych, jest Dzień Matki. Z kolei Wielkanoc to pora wzmożonego popytu na szczodrzeńce, również wykorzystywane do dekoracji wnętrz.



    Fot. 4. Ben Rijnbeek demonstruje pienną różę 'Tifany’ wyprodukowaną na podkładce sprowadzonej z Polski


    Towar z tej szkółki trafia do masowych odbiorców: na holenderskie aukcje kwiaciarskie, do marketów budowlano-ogrodniczych, hipermarketów (Tesco) i sieci centrów ogrodniczych.


    Nietuzinkowy pomysł i wyszukany asortyment


    William Hooftman (fot. 5), dysponując niewielką powierzchnią (w sumie 2,5 ha), wybrał inny sposób przebicia się na rynku. Wykorzystał markę i tradycje swojej szkółki, które sięgają 1938 roku, oraz kontakty nawiązane ze 150 niezależnymi centrami ogrodniczymi w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Zaopatrując wymagających klientów tych punktów sprzedaży wyspecjalizował się w produkcji klonów „japońskich” (odmiany Acer palmatum, A. japonicum, A schirasawanum), które oferuje jako rośliny „patiowe” w ozdobnych pojemnikach. Produkuje też inne drzewa i krzewy, głównie liściaste, ale klony zapewniają 40–50% obrotów jego firmy.



    Fot. 5. William Hooftman postawił na klony w pojemnikach


    W asortymencie ma 80 taksonów drzew z rodzaju Acer, choć planuje coroczne zwiększanie tej liczby o mniej więcej 10. Dobór odmian jest szczególny, podobnie jak pomysł na szybką produkcję materiału handlowego, pozwalający wyprzedzić konkurencję. Otóż połowę materiału sprzedawanego przez szkółkę Wm. J. Hooftman (w sumie 20 tys. klonów) sprowadza się z Nowej Zelandii. Jest to bowiem kraj, który — obok USA — słynie obecnie z największej produkcji klonów, czemu sprzyja tamtejszy klimat i długi, 9-miesięczny okres wegetacji. Transport z antypodów do Holandii odbywa się drogą lotniczą w lipcu. Drzewa — w stanie spoczynku, przesyłane z „gołymi” korzeniami, w polietylenowych workach — muszą być jak najszybciej posadzone do pojemników. Używa się donic różnej wielkości, najczęściej 7-litrowych w kolorze terakoty. Rozhartowane rośliny umieszcza się następnie w tunelach foliowych (fot. 6), które postawiono specjalnie w tym celu na powierzchni 3 tys. m2, i nawadnia kroplowo. Zwykle po 2, 3 tygodniach pojawiają się liście, a do jesieni otrzymuje się dobrze wyglądające okazy. W razie potrzeby — gdy temperatura na zewnątrz spadnie poniżej –5oC — tunele są dogrzewane gazowymi grzejnikami. Jak zapewnia W. Hooftman, w jednym sezonie u drzew sprowadzanych z Nowej Zelandii uzyskuje się nawet 2-metrowe przyrosty.



    Fot. 6. Klony sprowadzone z Nowej Zelandii uprawiane są w tunelach


    Szkółkarz ten kontynuuje też tradycyjną, własną produkcję klonów, choć — co podkreśla — ustępują one tym nowozelandzkim pod względem tempa wzrostu i wigoru oraz grubości pędów (fot. 7). Holenderską uprawę rozpoczyna się od szczepienia wybranych odmian na podkładkach grubości ołówka (fot. 8), które kupuje się w doniczkach P9. Większość szczepów, po przyjęciu się, sadzona jest do gruntu i osłaniana ciennikiem (fot. 9). Gdy osiągną pożądaną wielkość (wys. 60–200 cm), przesadzane są do ozdobnych pojemników.



    Fot. 7. Klony nowozelandzkie mają grubsze pędy niż okazy w tym samym wieku wyprodukowane w Holandii



    Fot. 8. Produkcja holenderska klonów — szczepy w kwietniu



    Fot. 9. Klony z własnej produkcji W. Hooftmana posadzone do gruntu


    Wysyłka klonów na Wyspy Brytyjskie rozpoczyna się zwykle w lutym, przy czym szczyt sprzedaży wypada na przełomie lutego i marca. Specyfiką firmy Wm. J. Hooftman jest dbałość o klientów i bezpośrednie z nimi kontakty. Otóż dwu-, trzykrotnie w ciągu roku właściciel odwiedza swoich partnerów handlowych. Omawia z nimi m.in. nowe tendencje na rynku, a także możliwości sprostania modom oraz potrzebom konsumentów i przekazuje informacje na temat odmian, których dostarcza.

    Related Posts

    None found

    Poprzedni artykułŚWIĘTO RÓŻANECZNIKÓW
    Następny artykułO NEGOCJACJACH ZAMIAST NEGOCJACJI

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Wpisz treść komentarza
    Wpisz swoje imię

    ZGODA NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH *

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany, podajesz go wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie udostępnimy go osobom trzecim. Nie wysyłamy spamu. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem*.