Sadownicy mówią, że nawet ”jabłka po gradzie schodzą bez problemu po 75 groszy”. Na Lubelszczyźnie duże ”idaredowe” zakupy poczyniła Mołdawia, o czym mówiło się już wcześniej w innych rejonach Polski. Mołdawscy sadownicy zebrali u siebie mało jabłek, a należą do naszych największych konkurentów na rynku rosyjskim. Może więc robią jakieś przymiarki do reeksportu? Idared znika z przechowalni w tak szybkim tempie, że widać już ”dno”. Często pojawia się zatem pytanie: co zamiast Idareda? Najczęstsza odpowiedź to: Gloster. Ponieważ jest on sprzedawany po złotówce za kilogram i cena zrobiła się ”idaredowa” – więc są już i tacy kupcy, którzy wolą teraz Glostera. Temu akurat nie należy się specjalnie dziwić – kto wie, czy nie stanie się on naszą drugą odmianą eksportową. Rynek krajowy, ”rozpaskudzony” Szampionami i Jonagoldami, kupuje Glostera mniej chętnie.
Bardzo wcześnie, bo już pod koniec lutego, pojawiły się pierwsze owoce z KA. Trzeba to chyba przypisać zwiększającemu się wyraźnie krajowemu popytowi na jabłka. Niektórzy sadownicy mówią, że w ciągu ostatnich 2-3 tygodni sprzedali znacznie więcej owoców. Producenci pytani o zapasy odpowiadają – ”u nas już mało kto ma” albo ”jeszcze miesiąc i będzie po handlu”. Wyrażony w liczbach stan rynku warszawskiego potwierdza prawdziwość tych wypowiedzi. Jabłka w hurcie i detalu są o 27% droższe niż w marcu ubiegłego roku. W stosunku do notowań w lutym ceny hurtowe wzrosły o ponad 7%, zaś detaliczne – o ponad 4%. W hurcie nieznacznie staniał tylko Gloster, w detalu zaś – Ligol. Do odmian najbardziej poszukiwanych nadal należy Lobo. W hurcie odmiana ta utrzymuje się w cenowej czołówce. Droższe są tylko sporty Jonagolda, zaś za ładne Lobo można dostać tyle, co za ładnego Szampiona.
W tej sytuacji przewidywanie dalszego wzrostu cen jabłek nie jest żadną ”sztuką”. Skoro tak, wydawałoby się, że należy tylko się cieszyć. Dlaczego więc ”ale źle” w tytule? Odpowiedzi jest wiele, ale ze względu na brak miejsca przytoczę tylko kilka: – Wzrost cen eksportowych to nie tylko skutek popytu, ale też niepokojącego kursu dolara amerykańskiego. 26 lutego doszedł on do wartości – 3,92 zł. – Zachwyty nad Idaredem rosną wraz z jego ceną. Tymczasem słyszałem o sadowniku, który wyrywa 8-letnie drzewa – i to na M 9. Inny – jeszcze rok się wstrzyma. Ten argument radzę wziąć pod rozwagę tym, którzy chcą sadzić. – Kontyngent preferencyjny polskich jabłek deserowych w handlu z UE (niecałe 5 tys. ton na rok gospodarczy 1998/99) jest zrealizowany w 30 procentach – jak w ubiegłych latach. – Te same mechanizmy rynkowe, które spowodowały w tym sezonie tak korzystną sytuację, w następnym mogą nas postawić w takiej, w jakiej znajdują się obecnie producenci trzody chlewnej. Nie ma przecież spójnej, ogólnokrajowej polityki handlu owocami. Brak też jakiejkolwiek interwencji państwa na tym rynku – i nie liczmy na nią w najbliższej przyszłości.
Za najkrótszą recenzję stanu organizacji naszych sadowników i krajowego rynku owoców niech posłuży wypowiedź sadownika, który wybrał się do Berlina na ”Zielony Tydzień”. Zainteresowanie polskimi jabłkami owszem – było. Tylko że: ”…oni chcieli kupić 2 tys. ton jednej odmiany, a ja mogłem zaproponować kilkaset ton kilkunastu odmian”. By zakończyć bardziej optymistycznie, dodam, że firmy instalujące KA nie mogą nadążyć z realizacją zamówień. Świetnie, ale jak znam życie, większość obiektów przewidywana jest znowu na kilkaset ton… Pewien niepokój w środowisku budzi przypuszczenie, że w kwietniu ruszy pomoc żywnościowa UE dla Rosji, a w ofercie będą także jabłka. Jakoś nie bardzo chce mi się wierzyć, żeby jabłka z chłodni KA ktoś chciał dawać za darmo – i to tym bardziej, że zbiory w Unii także przeszacowano.