Prognozę opracowała na zamówienie Ministerstwa Pracy grupa 10 naukowców m.in. z Uniwersytetu Łódzkiego i Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych. To tylko prognoza, ale tak wnikliwie nie robił tego w Polsce nikt wcześniej. Próby przewidzenia przyszłości ograniczały się dotąd do określenia ogólnej liczby zatrudnionych. Podobne prognozy od lat podpowiadają młodym Niemcom czy Holendrom, jaką szkołę wybrać, by po jej skończeniu nie zostać na lodzie.
To między innymi dzięki temu bezrobocie wśród osób do 25. roku życia wynosi w Niemczech 7,9, a w Holandii 11,7 proc. W Polsce jest wielokrotnie wyższe – 27,7 proc. Na dodatek u nas – jak mówi minister Kosiniak-Kamysz – nie ma doradztwa zawodowego ani w szkołach średnich, ani na uczelniach.
Nowa prognoza zakłada, że w najgorszym wypadku liczba pracujących skurczy się do 2020 r. o 200 tys. W najlepszym – pozostanie bez zmian i wyniesie 15,7 mln. Najbardziej pożądani przez pracodawców mają być specjaliści od administracji i zarządzania, sprzedaży, marketingu i public relations. Za osiem lat tak szeroka branża ma zatrudniać 564 tys. osób, aż o 175 tys. więcej niż dziś. Rozchwytywani mają być analitycy i doradcy finansowi – przybędzie dla nich ok. 115 tys. miejsc (do 380 tys.), a także specjaliści IT (ds. baz danych i sieci komputerowych oraz programiści) – ich liczba wzrośnie o ponad 100 tys. (wszystkich będzie 286 tys.). W tej grupie wzrost będzie najszybszy – rynek pracy dla nich zwiększy się o ponad połowę do końca dekady.
Ciągle najwięcej osób na rynku (aż 1,4 mln) będzie pracować w handlu – jako sprzedawcy sklepowi, uliczni i bazarowi. W ciągu ośmiu lat w tej branży zatrudnienie wzrośnie o ponad 70 tys. Z rolnictwa w 2020 r. będzie żyć 720 tys. osób, to druga największa grupa na rynku. Ale z prognozy widać, że nie są to zawody przyszłości. Miejsc pracy w nich przybywa wolno (handel) albo drastycznie ubywa (rolnictwo). Liczba rolników zmaleje prawie o jedną trzecią. Podobnie będzie w przypadku rzemieślników, stolarzy i malarzy. Dziś w tych zawodach pracuje około 150 tys. osób, na koniec dekady zostanie ich niecałe 100 tys.
– Jak do każdej prognozy i do tej trzeba podchodzić z dystansem. Ale polska gospodarka będzie zmieniać się podobnie do niemieckiej. Postawimy na nowoczesny przemysł. Stąd zapotrzebowanie na specjalistów – mówi Ryszard Petru, prezes Towarzystwa Ekonomistów Polskich.
Za: wyborcza.biz
pg