Zofia Szalczyk (fot. 3), wiceminister rolnictwa, informowała zebranych o propozycjach odnośnie do WPR, które miał przedstawiać w Brukseli szef polskiego resortu rolnictwa. Polski projekt spojrzenia na ekonomiczne wsparcie rolnictwa, w tym istotnie młodych rolników i małych gospodarstw, jest obiecujący. Czekamy zatem na efekt negocjacji.
Zdecydowanie bardziej realna, jeśli chodzi o finał, zdaje się być ustawa o środkach ochrony roślin, która po zatwierdzeniu 25 stycznia przez sejm RP znajduje się obecnie w senacie. Małgorzata Surawska, dyrektor Departamentu Hodowli i Ochrony Roślin w MRiRW uprzedzała, że mimo przeważających w tym akcie prawnym spraw związanych z rejestracją i dopuszczeniem środków ochrony roślin do użycia, traktuje on także o aspektach praktycznych dotyczących profesjonalnych użytkowników środków ochrony roślin.
Fot. 2. … oraz podczas wykładów „roboczych”
Fot. 3. W pierwszym rzędzie Zofia Szalczyk (z prawej) i Małgorzata Surawska
Sporo podczas obrad poświęcono właśnie jednemu z zagadnień, które będzie obligatoryjne od 1 stycznia 2014 r. – integrowanej ochronie roślin (ior). Wiele mówi się o sposobach prowadzeniu zabiegów, ale stosunkowo niewiele o tym, że jednym z elementów ior powinno być sensowne i bezpieczne utylizowanie pozostałości cieczy roboczej po zabiegach. Dr Tomasz Stobiecki z IOR PIB Oddział w Sośnicowicach podpowiadał, jak można to zrobić tworząc w gospodarstwie, wsi lub nawet gminie specjalne stanowiska do napełniania i mycia opryskiwaczy oraz utylizacji cieczy roboczej po zabiegu. Prezentował patenty, które przyjęły się w różnych krajach europejskich. Najwięcej takich stanowisk, certyfikowanych dodatkowo przez firmę Bayer, jak informował przedstawiciel tej firmy dr Jerzy Próchnicki, znajduje się we Francji (ok. 2000). Wiele w tym zakresie zrobiono także w Szwecji (ok. 1500 stanowisk). T. Stobiecki, wspierając się szacunkami dr Grzegorza Doruchowskiego z Instytutu Ogrodnictwa w Skierniewicach informował, że w Polsce takich miejsc typu Biobed mamy ok. 20. Jeśli więc mamy zadbać o racjonalną ochronę roślin z uwzględnieniem bezpieczeństwa środowiska rolniczego, potrzebne będzie przekonanie rolników do takich rozwiązań w gospodarstwie lub wsi. Aby takie stanowisko zbudować (koszt waha się od 10 do 60 tys. zł, w zależności od wielkości i rozwiązań technologicznych) konieczne będzie wsparcie finansowe ze strony budżetu, o co apelowali do obecnych podczas sesji przedstawicieli resortu naukowcy zgromadzeni w Poznaniu. Gdyby takie stanowisko miało służyć wsi (np. zlokalizowane w miejscu poboru wody do opryskiwaczy), konieczny byłby nadzorca, sprawujący kontrolę nad prawidłowością funkcjonowania biobedu.
Zaraza ogniowa nie jest nowym zagrożeniem w sadach, ale o zmianie w metodzie ochrony przed ta chorobą apelował podczas sesji prof. dr hab. Piotr Sobiczewski z IO. Z badań przeprowadzonych w ostatnich sezonach nad epidemiologią tej bakteryjnej choroby wynika, że jej sprawca jest nekrotrofem, tzn. organizmem, który przeżywa w martwej tkance roślinnej. Systemiczne porażenie drzew przez bakterię Erwinia amylovora prowadzi do przemieszczania się sprawcy po roślinie. P. Sobiczewski udowodnił, że bakterie przeżywają nawet do 8 miesięcy w opadłych liściach (w ich nerwach głównym i bocznych) oraz martwych ściętych pędach i wiosną stanowią źródło infekcji pierwotnych. Dlatego konieczna jest korekta w programach ochrony przed tą chorobą. Dotychczas polegała ona na wycinaniu, z „marginesem bezpieczeństwa”, porażonych pędów i opryskiwaniu roślin. Obecnie P. Sobiczewski radzi, aby wyciętych pędów absolutnie nie pozostawiać w sadzie lub szkółce, najlepiej wywozić je poza obręb plantacji i spalić. Konieczne jest także zniszczenie opadłych liści, np. przy okazji opryskiwania mocznikiem w celu ograniczania populacji grzyba Venturia inaequalis lub ich grabienie i spalenie. Chemiczna ochrona przed tym patogenem najprawdopodobniej zostanie także wzmocniona znanym polskim sadownikom środkiem ochrony, który wykazuje działanie toksyczne dla sprawcy zarazy ogniowej.
W perspektywie jest także poszerzenie możliwości zwalczania bardzo groźnego szkodnika porzeczek – wielkopąkowca porzeczkowego. W badaniach prowadzonych przez m.in. dr hab. Barbarę Łabanowską z IO spirotetramat okazał się zabójczy dla tego szkodnika porzeczek, jak również dla innych owadów żerujących na tej roślinie (mszyc i pryszczarków).
Katarzyna Kupczak
Fot. 1-3 K. Kupczak