Uprzedzając przed kolejnym podrobionym insektycydem, który pojawił się na polskim rynku, mam świadomość, że podaż jest efektem popytu, czyli pełnej świadomości postępowania obu stron – sprzedającego i kupującego. Poniższy tekst nie będzie więc zawierał żalu nad rolnikiem, który dał się oszukać i poniósł straty, ale po raz kolejny zestaw argumentów przeciwko procederowi nabywania podrobionych środków.
Apel
Od wielu lat na łamach naszych wydawnictw tradycyjnych oraz portali apelujemy do rolników (w tym ogrodników) odnośnie do podrabianych środków ochrony roślin. Wśród argumentów przeciwko inwestycji w takie produkty, na pierwszym miejscu stawiamy ten o zagrożeniu zdrowia, a nawet życia użytkowników podrobionego środka oraz konsumentów żywności traktowanej takim środkiem. Niestety, jeśli to nie działa, to co musi się stać aby wstrząsnęło nabywcami i użytkownikami podróbek?
Obecnie rolnicy, w tym ogrodnicy, inwestują niemałe pieniądze w nowoczesne maszyny do uprawy, ochrony i zbioru płodów, najnowsze odmiany, systemy monitoringu i ostrzegania przed zagrożeniem ze strony czynników biotycznych (patogenów i szkodników) i abiotycznych (pogoda), pomieszczenia i sprzęt do długiego przechowywania zebranych plonów. I w jakim celu(?), skoro cały trud, poświęcony czas i pieniądze mogą zaprzepaścić przez jedną, stosunkowo niewielką, w porównaniu ze wszystkimi kosztami, „oszczędnością” na środku ochrony roślin. Kupujący nielegalny produkt jest w pełni świadom swojego czynu, wie bowiem że jest taniej i ile zaoszczędzi. W przeciwnym razie udałby się do pewnego źródła (sklepu/dystrybutora), a nie wykorzystywał okazji.
A ta okazja, to najzwyklejsze w świecie żerowanie na ludzkiej głupocie. Tak naprawdę rolnik płaci za coś (czyli i tak wydaje pieniądze), czego nie zna. Nie wie co jest w opakowaniu, jak to zadziała, czy w ogóle będzie jakaś reakcja? Czy dany specyfik nie uszkodzi podzespołów sprzętu ochrony roślin lub całej maszyny? Jaki będzie efekt biologiczny? Jak zabieg wpłynie na środowisko (czyli miejsce pracy), uprawę, na plon? Mimo tak wielu niewiadomych – płaci i… ryzykuje.
Kolejny rażący przykład
Produkt firmy Syngenta stał się kolejną ofiarą rynku podróbek, a dokładniej jej insektycyd Affirm 095 SG.
Oferowany produkt „identyczny z oryginalnym”, tak naprawdę niewiele ma z nim do czynienia. Wyniki analizy przeprowadzonej w laboratorium Instytutu Ochrony Roślin – PIB Oddział Sośnicowice wskazują, że właściwości fizyczne (rozpuszczalność i czystość) znacząco odbiegają od oryginału, a zawartość w nim substancji czynnej (benzoesan emamektyny) jest dziewięciokrotnie mniejsza niż w oryginale. W oryginalnym produkcie jest 9,5 g benzoesanu emamektyny w kg, a w badanej podróbce – zaledwie 1,12 g/kg. Ponadto odczyn roztworu podróbki był bardzo alkaliczny – wynosił 8. Roztwór nie był jednolity, bowiem na sicie stwierdzano pozostałości, które to frakcje mogły zapchać rozpylacz, co wpłynęło na nierównomierność wydatkowania cieczy opryskowej podczas pracy opryskiwacza.
Czy rzeczywiście oszczędność?
♦ Czy kupujący zapłacił więc za produkt 1/9 ceny rynkowej? Bo jeśli więcej, to sprzedający ma go za zwykłego frajera, któremu można wcisnąć wszystko i się nieźle wzbogacić. Taką opinię można znaleźć w internecie, jako komentarze „Sprzedający podróbki traktuje rolników jak debili, którym da się wszystko wmówić i sprzedać”.
♦ Czy roztwór podrobionego produktu nie uszkodził sprzętu/podzespołów, które trzeba było czyścić lub nawet wymienić? Co wiąże się z dodatkowym kosztem.
♦ Przy takiej zawartości benzoesanu emamektyny efekt biologiczny był minimalny lub nawet zerowy. Trzeba było wykonać więc dodatkowy zabieg, co wiązało się z kolejnymi roboczogodzinami, kosztami paliwa i rozpuszczalnika środka (wody), i chyba nawet kolejnego insektycydu.
♦ Nieznane substancje pomocnicze mogły wpłynąć negatywnie na środowisko i plon, co mogło zostać wykazane w badaniu płodów rolnych i ich wyeliminowaniu z obrotu (najczęściej na koszt dostawcy) w efekcie stwierdzenia niedozwolonych pozostałości.
Kolejnym ryzykiem jest próba stworzenia mieszaniny zbiornikowej z innymi środkami, co może doprowadzić do następnych ogromnych strat.
A samo użycie na uprawę czegoś niewiadomego może być przyczyną nawet zniszczenia całej plantacji. W ubiegłym sezonie jeden z sadowniczych rejonów w Polsce obiegły zdjęcia zniszczenia kilkunastu hektarów w pełni owocującego sadu jabłoniowego, całkowicie zniszczonego po zastosowaniu podrobionego środka ochrony roślin, który okazał się nie być insektycydem, a zwykłym herbicydem z grupy regulatorów wzrostu, działającym układowo (czyli dotarł z sokami roślinnymi także do korzeni), niszcząc dokumentnie wszystkie kilkuletnie drzewa. Nie wiadomo, czy ta substancja nie skumulowała się w glebie i czy nie będzie zagrożeniem dla roślin następczych, uprawianych na miejscu wykarczowanego sadu?
Będziemy powtarzać stale, mimo wszystko!!!
♦ W Polsce można stosować tylko środki u nas zarejestrowane, zaopatrzone w etykiety w języku polskim.
♦ W środki ochrony roślin należy się zaopatrywać w pewnych/licencjonowanych punktach sprzedaży.
♦ Warto sprawdzić u producenta środka ochrony roślin (np. telefonicznie lub na stronie internetowej) nr serii danego towaru, oryginalność hologramów, zabezpieczeń, nienaruszenie plomb, wielkość i wygląd (kształt, grafika) oferowanych opakowań.
♦ Kupowanie, nawet oryginalnych, środków ochrony roślin za granicą (czy to na wschodzie, czy zachodzie) i stosowanie na terenie Polski może być także problematyczne. Często bowiem się zdarza, że środek o identycznej nazwie, jak polski, ma inny skład chemiczny, a jego komponentem jest substancja w Polsce niezarejestrowana, jest jej więcej, co może objawić się jako pozostałość, gdyż na jej tempo rozkładu wpływ ma m.in. klimat, który w różnych częściach Europy bywa znacznie odmienny.
Nie kupujmy „po okazyjnych cenach” środków ochrony roślin u przygodnych sprzedawców. Dbajmy w ten sposób o zdrowie swoje, konsumentów i bezpieczeństwo środowiska, w którym żyć będą kolejne pokolenia.
Katarzyna Kupczak