Jak podkreślił Arendarski podczas debaty „Import z krajów Ameryki Łacińskiej”, region ten w ogólnej opinii kojarzy się najbardziej z bananami i innymi egzotycznymi owocami, choć pozostają one jedynie częścią polskiego importu z tamtego rejonu. Innymi towarami są np. kawa, drewno egzotyczne, surowce mineralne i wyroby z tworzyw sztucznych. Największym partnerem Polski w regionie jest Brazylia, z którą zeszłoroczne obroty handlowe wyniosły według niego 1,7 mld dolarów.
– Brazylia to w perspektywie czasu jedna z przyszłych potęg światowych. Kraj ten prowadzi politykę dużego otwarcia. Niemal co miesiąc gościmy misje gospodarcze, ale też odpowiadamy na tę chęć współpracy. W zeszłym roku KIG wysłała ok. 30 misji handlowych w ten region świata – zaznaczył Arendarski.
Wskazał jednak, że w handlu z Brazylią mamy nadal znaczący deficyt – więcej kupujemy niż sprzedajemy. Mimo że w 2014 r. nasz eksport do tego kraju był najwyższy w historii i wyniósł 531 mln dolarów, to nadal import pozostał dwukrotnie większy – 1,158 mld dolarów. Wśród pozostałych największych partnerów Polski w Ameryce Łacińskiej, Arendarski wymienił Kolumbię, Meksyk i Ekwador.
Według szefa KIG, chociaż region ten jest dla polskiego handlu bardzo perspektywiczny ze względu na dużą liczbę ludności i silną klasę średnią, wspólną izbę gospodarczą zajmującą się promocją wzajemnego handlu i inwestycji, Polska posiada jedynie z Brazylią.
Zdaniem dra Dominika Smyrgały z Collegium Civitas, dysproporcje w handlu zagranicznym z Ameryką Łacińską wynikają m.in. z polityki promocji eksportu, szczególnie państw eksportujących towary nieprzetworzone: ropę, rudy metali, kawę, banany. Z drugiej strony państwa regionu chronią się przed importem wprowadzając wymagające cła, przez co trafić na tamtejszy rynek jest niezwykle ciężko.
– Powoduje to, że robienie interesów z państwami Ameryki Łacińskiej nabiera personalnego charakteru. Surowce bez kontekstu politycznego są nie do ruszenia. W przypadku produktów żywnościowych, których produkcja często skupia się w rękach prywatnych, i tak warto mieć rozwinięte relacje prywatne, od których zależy rabat, jaki otrzymamy, a przez to opłacalność importu – zaznaczył Smyrgała.
Zaznaczył też, że wymiana między państwami regionu a krajami Unii Europejskiej nadal opiera się na postkolonialnych relacjach, dzięki czemu dawne potęgi kolonialne jak Hiszpania, Portugalia, Wielka Brytania czy Francja, wykorzystują swoją historyczną pozycję. Wskazał jednak, że wiele czynników wpływa tam na pozytywne postrzeganie Polski, np. postać Jana Pawła II czy rewolucyjny mit „Solidarności”, a także fakt, że nad Polską nie ciąży mit kolonializmu.
Dyrektor generalny Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska” Andrzej Czernek wskazał z kolei na inny atut polskich eksporterów i importerów, jakim jest ogromna Polonia w Ameryce Łacińskiej. – W Ameryce Łacińskiej żyje ok. 2,5 mln ludzi polskiego pochodzenia, a w samej Brazylii 1,5 mln. Polonia jest naszym naturalnym przedstawicielem w tych krajach, i może być partnerem do nawiązywania kontaktów gospodarczych. Niestety, emigracja z początków XX wieku starzeje się i rozprasza. Niemniej ludzie ci mają niezły status społeczny i mogą pozytywnie wpływać na wizerunek Polski – wskazał Czernek.
Zaznaczył też, że aby wykorzystać potencjał drzemiący w Polonii, należałoby udzielić jej wsparcia na miejscu, ponieważ w obecnym rozproszeniu nie stanowi znaczącej siły.
Bartosz Szatkowski – dyrektor spółki Quiza importującej m.in. banany z Kolumbii podkreślił, że handel z Ameryką Łacińską był dla polskich przedsiębiorców znacznie łatwiejszy przed wejściem do Unii Europejskiej, kiedy Polska musiała zaakceptować jej regulacje. – M.in. Francja i Hiszpania posiadają dawne kolonie zamorskie, na których bronią własnej produkcji. UE do dziś chroni te obszary, wprowadzając stosunkowo wysoką stawkę celną dla importu owoców z krajów Ameryki Łacińskiej. Zależnie od okresu, cła stanowiły między 20 a 25 proc. ceny tych owoców. Aby zwiększyć konkurencyjność towarów z tego regionu, należy zmniejszyć te cła – podkreślił Szatkowski.
Źródło: