O tym, skąd wziął się szrotówek kasztanowcowiaczek i dlaczego jest on interesującym obiektem badań entomologów powiedział PAP prof. dr hab. Tadeusz Baranowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
Motyle szrotówki żerują głównie na kasztanowcu białym i powodują obniżenie jego właściwości dekoracyjnych, robiąc na liściach tzw. miny. Obecnie wyglądają tak wszystkie kasztanowce w Europie. Jednak, jak zapewnia prof. Tadeusz Baranowski, motyle nie mają aż takich zdolności, żeby zniszczyć całe drzewo, co najwyżej lekko je osłabiają.
– Nie jest to rodzime drzewo, przywiózł je do nas Sobieski spod Wiednia. Turcy żywili wtedy konie kasztanami. Drzewo spodobało się i rozprzestrzeniło na Europę. Jednak naturalnie kasztanowiec rośnie w zupełnie innych warunkach, jest wrażliwy na brak wody. Ten rok jest wyjątkowo suchy, to jest przyczyna, dla której wiele kasztanowców jest w kiepskim stanie i źle wygląda – mówi entomolog.
Szrotówek pojawił się w Polsce w 1997 roku i jako nowy gatunek szkodnika zainteresował naukowców. Sami zresztą naukowcy przyczynili się do jego rozprzestrzenienia. – Dwóch Austriaków pojechało nad Jezioro Ochrydzkie (Ohrid) w Macedonii, gdzie zobaczyli na liściach ciekawe motyle o rozmiarach 4-5 mm. Zabrali je do Wiednia do laboratorium i zaczęli nad nim pracować. Ale szkodnik im uciekł i od tego czasu nasila się inwazja tego szkodnika – powiedział prof. Baranowski.
Inwazji sprzyja krótki, ok. 6-tygodniowy cykl rozwojowy motylka. Żyje w dorosłej postaci kilka, kilkanaście dni, nie jest to zatem „królowa 1 nocy”. Najbardziej niebezpieczne dla kasztanowców są gąsienice. Żyją w liściu i wyjadają miąższ. Ten sposób żerowania naukowcy nazywają minowaniem. Mina to kawałek liścia, który żółknie, brunatnieje, a w środku – tam, gdzie siedzi gąsienica – jest pusty.
Badania nie zmierzają do odpowiedzi na pytanie o to, jak się pozbyć szrotówka z naszego ekosystemu. – Nie mamy inklinacji do pozbywania się gatunków. Skoro natura nam je dała, to znaczy, że mają być w przyrodzie. Pytamy, jak zabezpieczyć drzewa, żeby motyl ich nie uszkadzał – tłumaczy naukowiec.
Jego zdaniem, najlepszą metodą jest systematyczne i dokładne grabienie liści jesienią. Chodzi o to, żeby ograniczyć wielkość populacji na wiosnę. Latem i wczesną jesienią, kiedy drzewa kończą wegetację i są już przygotowane do zimowania, pojawienie się szrotówka im nie zagraża. Kiedy liście zaczną opadać, trzeba je na bieżąco grabić, a następnie zakopać lub spalić. Profesor zastrzega, że nie trzeba się z tym spieszyć, bo liściach jest także sporo innych, pożytecznych organizmów.
Jedną z popularnych kilka lat temu metod walki z kasztanowcowiaczkiem było przyklejanie do pni żółtych tablic lepnych. – Z biologii wynika, że samice czekają na samców na pniu drzewa. Wymyśliliśmy, że zrobimy żółte tablice lepne, żeby je wyłapać. W szczegółowych badaniach okazało się, że jest to bardziej szkodliwe, bo na tablicach łapie się cała masa innych pożytecznych organizmów, a mało szrotówka – opowiada entomolog.
Obecnie w miastach zgodnie z ustawodawstwem europejskim nie można stosować żadnych metod chemicznych, zostaje więc metoda mechaniczna, czyli grabienie. Badania mają pokazać, jak skład naszej entomofauny przyjął nowego motyla i czy już go pasożytuje. Nadzieja w sikorach, naturalnych wrogach szrotówka.
Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl