Gość honorowy
Dla Polski tegoroczna edycja targów była wydarzeniem szczególnym. Byliśmy bowiem w Berlinie gościem honorowym, jako największy z krajów, o które poszerzy się Unia Europejska. Dostąpiliśmy zaszczytu uczestniczenia w ceremonii otwarcia Grune Woche. Kilka tysięcy zaproszonych VIP-ów oraz przedstawicieli mediów, obejrzało występy zespołu Śląsk oraz wysłuchało przemówienia naszego ministra rolnictwa. Relacje z tych uroczystości przekazały wszystkie ważne niemieckie stacje telewizyjne oraz radiowe. Nie powinno zatem dziwić, że po takim wstępie znalazło się wielu chętnych do osobistego sprawdzenia tego, co naprawdę Polska chce pokazać berlińczykom oraz — pośrednio — całej UE. W trakcie negocjacji akcesyjnych próbowaliśmy przecież przekonać Piętnastkę, jak ważne jest dla nas rolnictwo oraz przemysł spożywczy.
Okazało się jednak, że promować — przynajmniej w mojej opinii — nie potrafimy się wcale. Polska ekspozycja była wprawdzie większa niż w poprzednich latach, ale wielkość nie poszła w parze z jakością. W Berlinie mieliśmy około 35 stoisk wystawowych, głównie przedstawicieli Wielkopolski, województwa zachodniopomorskiego oraz kujawsko-pomorskiego, czyli regionów Polski najbliższych niemieckiej granicy. Oficjalne relacje niektórych polskich mediów mówiły o ogromnym sukcesie i tłumach zwiedzających na polskim stoisku. Tłumy naprawdę były, tylko układ targów sprawił, iż każdy zwiedzający musiał przejść przez polskie stoisko. Najważniejszy byłby więc dobry pomysł na zatrzymanie gości.
Świeczki zamiast owoców i warzyw
Do Berlina przyjeżdżają firmy z tak odległych zakątków świata, jak Australia czy Ameryka Południowa, a zwiedzający są zachwyceni możliwością degustacji gulaszu z kangura czy krokodyla, steków z wielbłąda, a potem popicia posiłku, na przykład, egzotycznym drinkiem na peruwiańskim stoisku. My przywieźliśmy berlińczykom trochę mięsnych przetworów, nabiału, pieczywa oraz napojów owocowych. Do tego pokazaliśmy — na targach rolno-żywnościowych — lniane obrusy, świeczki, lampki z soli kamiennej (fot. 1) oraz skórzane portfele. Zabrakło zupełnie polskich owoców i warzyw. Tę branżę reprezentowały 3 firmy oferujące kwaszonki i świeże sałatki (fot. 2), przedsiębiorstwo przetwarzające owoce na dodatki do słodyczy i jogurtów oraz zakłady Marwit oferujące świeży sok z marchwi (fot. 3).
Fot. 1. Fragment polskiej ekspozycji na targach rolno-żywnościowych
Fot. 2. Z warzyw przywieźliśmy do Berlina tylko sałatki oraz
Fot. 3. sok z marchwi
Tymczasem warzywami i owocami, świeżymi oraz przetworzonymi (mrożonki, soki, musy i dżemy) chwalili się nie tylko dostawcy z UE (na przykład Niemcy — fot. 4 oraz Włosi — fot. 5), ale i z krajów kandydujących oraz Rosji. Brzoskwinie wiśnie znalazły się, na przykład, na plakatach reklamowych Węgier (fot. 6), mieszanka warzyw i owoców była tłem stoiska Serbii (fot. 7), a Rosjanie przywieźli jabłka i gruszki produkowane w sadach (m.in. na drzewach kupionych w Polsce) z regionu Krasnodaru (fot. 8).
Fot. 4. Ekspozycja odmian jabłek produkowanych w Niemczech
Fot. 5. Jabłka i ich przetwory z Włoch
Fot. 6. Plakat Węgier — najczęstrza reklama na targach
Fot. 7. Warzywa, owoce i wina — wizytówka Serbii
Fot. 8. Owoce z rosyjskiego Krasnodaru
Myliłby się ktoś sądząc, iż znajdzie w Berlinie chociaż polski oscypek, który zyskał rozgłos przez biurokratyczną walkę o przetrwanie w Unii. Nie chwaliliśmy się polską wsią, nie zapraszaliśmy do naszych gospodarstw agroturystycznych. Ta forma wypoczynku jest coraz popularniejsza wśród Niemców, którzy częściej szukają powrotu do natury. Kusi ich także wszystko, co ekologiczne oraz zdrowe. Cóż, ekologicznych specjałów do Berlina nie zabraliśmy. W zeszłym roku powstał Małopolski Szlak Owocowy. Większość gospodarstw uczestniczących w tym programie leży w regionach turystycznych, z wieloma atrakcjami i coraz lepszą bazą turystyczną. Tylko skąd przeciętny Niemiec może o tym wiedzieć? W Berlinie łatwiej mu było znaleźć miejsca wypoczynku w Austrii, Szwajcarii czy nawet w Brazylii, aniżeli w Polsce.
Bez pieniędzy i pomysłu
Zdaniem przedstawicieli polskiego Ministerstwa Rolnictwa, Grune Woche to impreza komercyjna, w której do udziału nikogo siłą zmusić się nie da, a w budżecie państwa nie ma środków na promocję i reklamę. Warzywa i owoce są bardzo ważne dla naszego kraju, ale że ich nie było, to chyba także wina ogrodników, którzy nie stworzyli lobby mogącego skutecznie wpływać na działania MRiRW, tak jak robią to chociażby producenci mleka oraz mięsa. W efekcie polska prezentacja zupełnie nie oddawała potencjału naszego rolnictwa. Większość firm, które miały reklamować Polskę, wyglądała jakby znalazła się w Berlinie z przypadku. Miało być polskie stoisko, więc znaleziono tych, którzy chcieli się zaprezentować, zapłacić za swój przyjazd oraz pokryć koszty uczestnictwa.
Brakiem pieniędzy trudno jednak tłumaczyć brak pomysłu. Nie trzeba przecież od razu tworzyć barwnych, ogromnych prezentacji, na jakie stać Niemcy, Holandię, Francję czy Włochy. Wystarczy spojrzeć na stoiska Węgier, Ukrainy, Czech czy Słowacji. Ale te kraje aktywnie promują swoje produkty. W każdym wybrano już grupy towarów, które mogą stać się ich narodową wizytówką. Polacy zapytani o własny przebój kulinarny wciąż najczęściej wskazują na bigos i pierogi. Nasz minister rolnictwa dołączył do tego zestawu maślankę, którą częstował unijnych polityków.
W tym roku nawet borykająca się z ekonomicznymi problemami Bułgaria zaprezentowała swoje specjalności — wina, regionalne sery oraz olejki i przetwory z płatków róży. Piwem kusiły Słowacja i Czechy. Rosjanie przywieźli wódki, słoninę, wędzone ryby oraz kwaszone jabłka. Niewielkie, ale estetyczne stoisko prezentowało to, co Łotysze uznali za swoje najlepsze produkty eksportowe — zdrowe warzywa i owoce oraz nieskażone krajobrazy wsi, a na ekranach telewizyjnych o swoim łotewskim pochodzeniu przypominał znany w świecie muzycznym zespół Brain Storm (fot. 9). O ofercie Węgier wspomniałem już wcześniej. Nasi „bratankowie” mają jednak od kilku lat agencję promocji eksportu artykułów rolno-spożywczych, odpowiadającą za wygląd narodowej prezentacji. Agencja dopłaca też tym, których na udział w targach nie stać, a których obecność jest niezbędna dla przedstawienia pełnej oferty handlowej Węgier. W Polsce o konieczności powołania takiej instytucji mówi się od lat. Jak dotąd, bez efektów.
Fot. 9. Najlepsze produkty z Łotwy — nieskażone krajobrazy, warzywa
i zespół rockowy