Kończy się sezon sprzedaży krajowych jabłek. Już w kwietniu ich podaż nie zaspokajała potrzeb klientów. Na pytania o możliwości zakupu sadownicy odpowiadali (lub wywieszali na bramie napis) "nie ma już jabłek".
Po raz pierwszy w ostatnich latach zanotowano tak duży deficyt tych krajowych owoców na naszym rynku. Średnia cena detaliczna wahała się od 2 zł/kg do ponad 3 (importowane od 5,5 zł/kg do ponad 7) i była prawie o 30% wyższa w porównaniu z analogicznym okresem 1998 r. (podobna różnica była w cenach skupu). Nie ulega wątpliwości, że poziom tegorocznych cen skupu jabłek był bardzo atrakcyjny dla producentów. Podobnie jak w innych latach, bardzo opłacalne było przechowywanie jabłek w chłodniach z kontrolowaną atmosferą. | |
Przyczyny braku jabłek wiosną 1999 roku | |
– Pierwsza to niższe zbiory tych owoców. Szacuję, że w roku 1998 zebrano w Polsce 1,6 mln ton jabłek, to jest o prawie 0,4 mln ton mniej niż w poprzednim roku. Oceniam, że jabłek deserowych było 400–500 tys. ton (co w przeliczeniu na statystycznego Polaka daje 10–13 kg rocznie lub, bardziej obrazowo, 1–1,5 jabłka na osobę tygodniowo). Wiosną przeciętny mieszkaniec naszego kraju spożywa około 0,5–0,7 jabłka na tydzień. Jest to zdecydowanie za mało ze zdrowotnego i dietetycznego punktu widzenia. Należy przypuszczać, że wzrost podaży jabłek deserowych do poziomu 800 tys. ton, w tym co najmniej 200 tys. ton w okresie wiosennym, nie wpłynie istotnie na obniżenie cen skupu, czyli na opłacalność produkcji jabłek. – Druga ważna przyczyna deficytu jabłek to wzrost ich spożycia w naszym kraju. Nie posiadam jeszcze ścisłych danych liczbowych z tego zakresu, opieram się więc na wywiadach przeprowadzonych z konsumentami i sadownikami. Najważniejszy czynnik wzrostu konsumpcji to większa ilość dobrej jakości owoców nowych odmian jabłoni. Konsumenci chętniej kupowali Szampiona, Jonagolda czy Golden Deliciousa, których jest coraz więcej na naszym rynku. Jest to efekt, rozpoczętego około 10 lat temu w podkarpackich sadach jabłoniowych, procesu wdrożenia tych odmian do produkcji. – Kolejna przyczyna, to zwiększona w okresie zimowo-wiosennym podaż jabłek z chłodni z kontrolowaną atmosferą. Jakość tych owoców była zdecydowanie wyższa niż tych ze zwykłej chłodni, nie mówiąc już o jabłkach z przechowalni. Owoce cennej i poszukiwanej odmiany Szampion pochodzące z przechowalni były w marcu i kwietniu bezwartościowe, a ich sprzedaż stanowiła antyreklamę zarówno dla Szampiona, jak i innych odmian uprawianych w Polsce. Trzeba też podkreślić, że zwiększona na wiosnę podaż jabłek z chłodni KA czy ULO rozwiązuje problem jesiennych nadwyżek owoców w handlu. – Do wzrostu konsumpcji jabłek przyczynił się też niewątpliwie spadek atrakcyjności owoców południowych dla naszych konsumentów. Po okresie ich dużego spożycia, może także kosztem jabłek, te ostatnie wracają na nasze stoły. | |
Za mało jabłek deserowych | |
W mijającym sezonie dobitnie potwierdził się mój od dawna prezentowany pogląd (dyskusyjny dla wielu specjalistów), że obecnie produkcja jabłek deserowych nie pokrywa potrzeb krajowych i eksportowych. Produkcję tego typu owoców należy szybko rozwijać, nawet do poziomu około 1 mln ton rocznie. Muszą to być jednak jabłka akceptowane przez konsumenta, czyli owoce nowych odmian, odznaczające się dobrym smakiem, wysoką jędrnością i soczystością, o średnicy 7–8 cm, koloru zielono-czerwonego. Poprawa jakości jabłek i formy ich sprzedaży oraz zwiększona podaż wiosną wyraźnie podniosą poziom ich spożycia. Nadal trzeba rozwijać budownictwo chłodni z kontrolowaną atmosferą. Na wzrost spożycia jabłek, zwłaszcza w najbliższych latach, istotny wpływ będzie miała forma sprzedaży tych owoców. Coraz więcej będzie ich w supermarketach i dużych sklepach. Te jednostki handlowe mają jednak swoje wymagania, do których trzeba się dostosować, a to nie jest wcale łatwe. Największą trudność stanowi dostarczanie dużych partii jednolitych pod względem odmiany, jakości czy sposobu opakowania. Jak ogromne to ma znaczenie, przekonaliśmy się na wystawie Fruit Logistica „99 w Berlinie (czytaj HO 4/99). Zagraniczni handlowcy wyrażali ochotę kupowania naszych jabłek, ale pod warunkiem, że każdą partię stanowić będzie najmniej 1000 ton jednolitego towaru. Takim wymaganiom na razie nie sprosta żadne nasze gospodarstwo sadownicze. Będzie to możliwe w ramach tworzących się dużych grup producenckich czy spółdzielni. Tworzenie takich zrzeszeń to w naszym kraju konieczność. W przeciwnym razie spadnie spożycie jabłek w Polsce, a także ich eksport. Chciałbym podkreślić, że ewentualne zahamowanie procesu budowy chłodni w Polsce oraz brak istotnych zmian w formach podaży i handlu jabłkami zahamuje spożycie, a z tym wiązać się będzie spadek opłacalności produkcji. Na rozwój budownictwa chłodni duży wpływ ma dostępność preferencyjnych kredytów, których, niestety, brakuje w naszym kraju. Jakoś nie może się „urodzić” ustawa o grupach producenckich — taka, która będzie wspierać ich rozwój. Ponownie przypominam, że jeśli nasz rząd nie doceni wagi tych problemów, polskie sadownictwo nie sprosta nowym wymaganiom, zwłaszcza stawianym przez Unię Europejską. Skutkiem tego będzie spadek opłacalności produkcji jabłek oraz utrata rynków zagranicznych. Wówczas na naszym rynku będzie więcej jabłek z importu niż polskich. Aby te problemy zostały dostrzeżone przez rząd, potrzeba więcej głosów w tej sprawie, a najlepiej, gdyby pochodziły one od jednej, silnej organizacji sadowników. Niestety, nie powiodły się próby zjednoczenia wszystkich ogrodniczych organizacji w jedną silną reprezentację tego środowiska. Moim zdaniem, jest ku temu najwyższy czas. Jednak ambicje różnych osób i organizacji górują czasami nad rozsądkiem. Na koniec jeszcze jedna uwaga. Pojawiają się opinie, że wzrost produkcji deserowych jabłek w Polsce ujemnie wpłynie na poziom ich cen. Tłumaczy się to także tym, że nie mamy większych szans eksportu jabłek na przykład do krajów zachodniej Europy. W przypadku produkcji odmian McIntosh czy Jonatan, i to kiepskiej jakości, takich szans rzeczywiście nie ma. Natomiast tak zwane nowe odmiany dobrej jakości stwarzają możliwości eksportu do innych krajów (w tym unijnych), a to z powodu niższych cen i lepszego smaku naszych jabłek. Jednak wzrost spożycia krajowych owoców może się załamać, jeśli ich cena detaliczna będzie zdecydowanie wyższa niż zwykłego chleba. Tak było wiosną tego roku. Jabłka będą atrakcyjne dla klientów, jeśli ich cena nie przekroczy ceny chleba o więcej niż 20–30%, co i tak zagwarantuje opłacalność produkcji, chyba że za kilka lat zbyt wysoko wzrosną jej koszty lub marże handlowe. Prof. dr hab. E. Makosz jest kierownikiem Katedry Ekonomiki Ogrodnictwa na Akademii Rolniczej w Lublinie |