Z Belchimem w IPSadzie

III Forum Ekspertów Belchim Crop Protection Poland Sp. z o.o. urządziło w Kopanej koło Tarczyna, w siedzibie Instytutu Praktycznego Sadownictwa. Zgodnie z formułą spotkania zaproponowana przez organizatora tematyka była na bieżąco rozszerzana  odpowiedziami na pytania audytorium i uzupełniana dyskusją.
Temat wprowadzający – prezentację firmy i jej ofertę przedstawił Lambros Logothetis. Belchim Crop Protection powstała w Belgii w 1987 roku, ma siedzibę w Londerzeel, jako dystrybutor środków ochrony roślin. Szybko oparła się na współpracy z japońską ISK i amerykańską FMC. W ubiegłym roku 360 zatrudnionych wypracowało w 17 krajach Europy 400 mln euro obrotów, za pięć lat planuje się osiągnięcie pułapu 700 mln euro. 
W ofercie Belchimu znajduje się Milbeknock (zarejestrowany do ochrony jabłoni)  – nowoczesny preparat przędziorkobójczy zawierający milbemektynę – substancję czynną spełniającą wymogi systemów integrowanej produkcji, syntetyzowaną na wzór znalezionej u promieniowców Streptomyces hygroscopicus żyjących na północnych wyspach Japonii. Naniesiony na liście przemieszcza się (działanie translaminarne) na dolną ich stronę, gdzie zwalcza wszystkie fazy rozwojowe przędziorków. Jest skuteczny także w walce z przędziorkiem chmielowcem. Działa żołądkowo i kontaktowo, hamuje składanie jaj przez samice, wykazuje długotrwałe działanie. Po opryskiwaniu nim niektórych odmian jabłoni (‘Gala’, ‘Braeburn’, Kanzi®, ‘Cameo’) inne preparaty można użyć po upływie 5 dni. Objawy fitotoksyczności mogą tez wystąpić na ‘Golden Deliciousie’, Joanagoldach, ‘Relindzie’.

Lambros Logothetis omawia firmowe produkty

Preparat może obniżać populację dobroczynka gruszowego – zaleca się introdukowanie tego drapieżcy w kilka dni po zabiegu. Słuchacze mieli również uwagi dotyczące ordzawiania owoców przez Milbecknock. L. Logothetis potwierdził ich obserwacje i zakomunikował, że preparat od przyszłego sezonu będzie miał zmienioną formulację, co zapobiegnie tym niepożądanym efektom ubocznym.  

Przeciwko mszycom żerującym na jabłoni jabłoni firma proponuje Teppeki 50 WG zawierający flonikamid – substancję czynną z nowej grupy chemicznej karboksymidów. Flonikamid blokuje zdolność mszyc do pobierania pokarmu – jest to mechanizm działania, jakiego nie wykazują insektycydy żadnej innej grupy. Mszyce przestają żerować w około godzinę po zabiegu, chociaż żyją jeszcze przez 2-5 dni. Działa żołądkowo i kontaktowo, przemieszcza się na liściach translaminarnie. Jest selektywny wobec pożytecznej entomofauny.
W przeddzień spotkania zakończyła się procedura oceny herbicydu Chikara Duo – preparat czeka już tylko na podpisanie dokumentu rejestracyjnego. Zawierający dwie substancje czynne preparat pozwala ograniczyć ilość zabiegów przez synergię działania swoich składników – flazasulfuron wnika przez liście i korzenie młodych siewek ograniczając  kiełkowanie i wschody chwastów, glifosat – wnikający przez części zielone zwalcza te bardziej wyrośnięte w chwili zabiegu chwasty. 
Po pytaniach z sali przedstawiciele firmy przypomnieli, że dawkę preparatu chwastobójczego oblicza się na faktycznie opryskaną powierzchnię – czyli w zależności od szerokości pasów herbicydowych. Tak więc zalecana dawka 3 kg/ha oznacza w praktyce około 1,0-1,5 kg na fizyczny hektar sadu.

W najbliższych planach Belchimu jest zarejestrowanie insektycydu o kodowanej jeszcze nazwie IKI 3106 opartego na cyclaniliprolu (z grupy diamidów) – do zwalczania wszystkich stadiów motyli oraz fungicydu IKF 5411 (isofetamid) o szerokim spektrum zwalczanych patogenów.
 
Prof. Remigiusz Olszak z tematem „Wykorzystanie organizmów pożytecznych w ograniczaniu populacji mszyc i przędziorków” wyszedł do swoich starych znajomych, więc w ich gronie wykład szybko przemienił się w gawędę, ta zaś w dyskusję przeplataną anegdotami z doświadczeń czy wdrożeń prowadzonych od dziesięcioleci w sadach wielu siedzących na sali sadowników. Gdy wykładowca retorycznie spytał, czy ptaki mogą skutecznie zwalczać larwy zwójki koróweczki, usłyszał z sali: tak! dzięcioły!!! Kiedy ilustrował rolę pożytecznej entomofauny bytującej w sąsiadujących z sadami zakrzaczeniach w zwalczaniu miodówki, która mocno dawała się we znaki na pobliskiej kwaterze pozbawionej tej osłony „życzliwi” znajomi właściciela obu tych sadów od „z troską” pytali o zarazę ogniową w pakiecie. Według Janusza Gabrysiaka, bo to jego sad wzięli koledzy na języki, faktycznie różnice w występowaniu miodówki notuje bardzo wyraźne na korzyść kwatery sąsiadującej z „chaszczami”, a na zarazę musi uważać jednakowo na obu kwaterach. 
Dla grona fachowców od lat prowadzących integrowaną produkcję – chociażby ze względu na wymagania odbiorców – niektóre informacje podawane przez prof. R. Olszaka były jednak jeśli nie nowe, to zaskakujące. Na przykład ta, że masa mszyc na hektarze upraw (a nie ma gatunku uprawnego, którego by te owady nie zasiedlały) wynosi kilkaset kilogramów czy szacunek potencjału rozrodczego mszycy brzoskwiniowo-ziemniaczanej (masa jednej osobniczki to 1 mg) – gdyby nic nie zakłócało rozwoju, to w 100 dni potomstwo takiej mszycy osiągnęłoby masę 1 milion ton. Po roku trudno byłoby zapisać liczebność takiej populacji, lepiej obrazuje jej wielkość fakt, że wystarczyłaby ona do pokrycia powierzchni kuli ziemskiej warstwą owadów o grubości kilkunastu centymetrów.

Prof. dr hab. Remigiusz Olszak przedstawił skalę efektywności pożytecznej fauny

Te obrazowe dane były bardzo dobrym tłem dla przedstawienia możliwości naturalnych wrogów mszyc – drapieżników i parazytoidów. A są one niemałe, czego dowiodły wieloletnie badania Instytutu Sadownictwa i Kwiaciarstwa (jeszcze) – tyle, że często niezauważane z powodu używanych pestycydów. Przyjrzyjmy się więc skali możliwości niektórych gatunków czy grup organizmów działających na korzyść sadownika. Pierwsze z brzegu – powszechnie znane, ale tylko w postaci dorosłej – larw i poczwarek prawie nikt nie rozpoznaje – biedronki: na hektarze sadu można oczekiwać ich populacji liczących od 20 do 240 tysięcy. Ich apetyty zaspakajają 0,6 do 7,2 miliony sztuk mszyc na dobę. Prof. R. Olszak przytoczył wyniki jednego z instytutowych doświadczeń ze zwalczaniem mszyc przez ich naturalnych wrogów – na pędach w izolatorach populacja mszyc rozwinęła się w ciągu miesiąca (10 lipca-10 sierpnia) do ponad 130 osobników/pęd.  Na pędach, z których po 10 dniach zdjęto izolatory doliczono się już ponad 70 mszyc na jednym pędzie, ale po następnych 20 dniach było ich już mniej niż 10 osobników na jeden pęd.

Podobnie efektywnie może przebiegać redukcja populacji trudnych do zwalczania szkodników minujących liście przez różne gatunki parazytoidów. Mogą one spasożytować od 30% do 90% larw i poczwarek pasynka jabłonika czy szrotówka białaczka. Bez cichej a bezpardonowej walki drapieżców i parazytoidów  z miodówkami te szkodniki byłyby nie do opanowania. Kolejny przykład podany przez wykładowcę: w pięciokrotnie opryskanym nieselektywnymi preparatami sadzie liczebność miodówek wyniosła 80 osobników na jeden pęd, zaś w chronionym jednym zabiegiem preparatem selektywnym – około 30 szt./pęd.
Wśród najbardziej niedocenianych pomocników sadownika profesor wymienił pająki (mogą ograniczyć populację mszyc o 30%), zaś w stosunku do pędraków – ptaki, w tym bardzo nielubianego przez sadowników szpaka. W okresie lęgowym jeden szpak konsumował około 360 larw chrabąszczy dziennie. Również larwy owocówki (do 70%) i jaj mszyc (20%-60%) są efektywnie likwidowane przez ptactwo – głównie sikory.
Ponieważ rysuje się realna perspektywa dalszego ograniczenia możliwości chemicznego eliminowania szkodników, warto poznać alternatywne sposoby walki z nimi. Odeszliśmy – zdaniem prof. R. Olszaka na szczęście – już daleko od poglądu, że w sadzie ma być cisza i spokój – co się rusza to wróg. Jednak można jeszcze wiele zrobić czy poprawić chroniąc pożyteczne organizmy zaintrodukowane kiedyś do naszych sadów (osiec korówkowy, dobroczynek gruszowy) czy te samodzielnie próbujące skolonizować stwarzane przez nas agrocenozy. Jak zauważył Piotr Korczak – skłaniać do tego powinny nowe przepisy PROW – środki z niego można będzie przeznaczać tylko na sady stosujące integrowaną ochronę.
III spotkanie Forum Ekspertów firmy Belchim w siedzibie Instytutu Praktycznego Sadownictwa zakończył krótki pokaz określania dojrzałości zarodników workowych parcha jabłoni preparowanych przez Roberta Sasa z zarodni na liściach przyniesionych tego dnia z sadu. Pracując igłą znad binokularu komentował on bieżącą i przewidywaną w najbliższym sytuację dotyczącą rozwoju chorób w sadach. W trzeciej dekadzie lutego – według obserwacji dra Sylwestra Masnego (IO) – pierwsze zarodniki Venturia inaegualis były już dojrzałe. Również w przyniesionych próbkach – na rzucanych na ekran obrazach spod binokularu widać było ciemnobrązowe, kuliste  pseudotecja z „antenkami” (wyrostkami), które pełnią rolę mechanicznego receptora odbierającego sygnał do uwalniania zarodników. Kropla deszczu uderzając w te „antenki” uruchamia reakcje pękania zarodni i uwalniania worków z zarodnikami. Sama wysoka wilgotność względna czy mgła nie jest w stanie uruchomić tej reakcji – musi to być kropla wody.

Robert Sas (IPSad) zademonstrował metodę określania stopnia dojrzałości zarodni parcha jabłoni

Nawet w sezonach, kiedy potencjał infekcyjny nie jest zbyt duży (tak było i ubiegłej wiosny) zdarzają się okresy, w których dojrzałe zarodniki długo muszą czekać na możliwość rozsiania się – w zarodniach jest ich coraz więcej, a sucha pogoda uniemożliwia propagację. Kiedy wreszcie jest to możliwe, wysiewy są bardzo mocne. To niebezpieczne okresy – nawet przy 95% skuteczności użytych preparatów w sadzie może pozostać wystarczająco duży potencjał infekcyjny, by do zakażenia doszło. Jeśli przy niskiej presji infekcyjnej wynoszącej 60 zarodników w metrze sześciennym powietrza w sadzie i 95% skuteczności preparatu pozostaną w tymże metrze sześciennym 3 niezniszczone zarodniki, to przy wysokiej presji – 6000 szt./m3 tych niezniszczonych askospor pozostanie już 300 szt./m3 (rekordowo silny wysiew w polskich warunkach osiągnął poziom 80 tys. szt./m3 powietrza.)

Według  R. Sasa z opisanym schematem rozwoju parcha jabłoni możemy spotkać się nawet kilkakrotnie w każdym sezonie. W tych okresach krytycznych raczej nie wystarczy jeden zabieg najskuteczniejszą kombinacją fungicydów – lepiej wykonać dwa opryskiwania. 

W niepewnych sytuacjach – przy przedłużających się opadach – zalecał on także zabiegi przerywające proces infekcji – kiełkujące zarodniki są bardzo wrażliwe na substancje czynne fungicydów i nawet dość szybkie zmycie preparatu pozwala na powstrzymanie ich rozwoju. 
 
Rolą zarodników workowych jest skiełkować, wytworzyć strzępkę infekcyjną, wniknąć do rośliny i rozpocząć wzrost – potem już zarodnie konidialne powodują rozerwanie skórki komórek miękiszu i uwalniają zarodniki konidialne, które rozsiewają się po sadzie. Zdecydowana większość infekcji następuje za dnia. W nocy kiełkowanie zarodników parcha jabłoni jest prawie zerowe. 
Podczas ciepłych wiosennych dni bardzo szybko nowych tkanek na drzewach przybywa na tyle szybko, że rozmywanie naniesionego preparatu może okazać się niedostateczne – nawet jeśli liście będą wolne od objawów choroby, mogą one wystąpić na szypułkach czy działkach kielicha. Te organy rośliny, których tkanki pokryte są kutnerem nie maja jednolitych, gładkich powierzchni wysychają dłużej, stwarzają korzystniejsze i dłużej się utrzymujące warunki do infekcji.

Uczestnicy III Forum Ekspertów 

Piotr Grel

Related Posts

None found

Poprzedni artykuł820 TIRów zebranych opakowań po środkach ochrony roślin
Następny artykułTRSK prosi premier o pomoc w eksporcie jabłek do Rosji

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz treść komentarza
Wpisz swoje imię

ZGODA NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH *

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany, podajesz go wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie udostępnimy go osobom trzecim. Nie wysyłamy spamu. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem*.