O tej największej krajowej wystawie sadowniczej, organizowanej przez firmę BASF Polska oraz Katedrę Sadownictwa SGGW w Warszawie opowiada prof. Kazimierz Tomala z SGGW.
Pierwsze MTAS odbyły się w 2006 r. Skąd pomysł na ich zorganizowanie i to w takim wymiarze?
Kazimierz Tomala: Inicjatorem targów była firma BASF. Wówczas to w jej imieniu z propozycją współpracy zwrócił się do mnie Robert Sas. Pomysł był bardzo dobry, należało tylko dołożyć wszelkich starań, by wspólnie i właściwie go zrealizować. Ustaliliśmy, jak ta impreza powinna wyglądać. Chcieliśmy, aby była ona profesjonalna, o standardach międzynarodowych. Firma BASF miała już wtedy spore doświadczenie w organizowaniu spotkań sadowniczych, a także dysponowała środkami finansowymi, o które na Uczelni raczej trudno, szczególnie na tak duże przedsięwzięcie. Natomiast nasz Wydział miał doświadczenie w przygotowywaniu części merytorycznej. Współpraca ta przyniosła bardzo dobre efekty. Obecnie razem z firmą BASF, m.in. z dr. Waldemarem Bernatem, ustalamy program poszczególnych spotkań. Wzajemne zrozumienie potrzeb pomaga coraz lepiej przygotować kolejne spotkania w ramach MTAS. Życzę wszystkim, aby tak wzorowo układała się współpraca między dwoma różnymi instytucjami, jak to ma miejsce w przypadku BASF i Uczelni.
Jaka była pierwotna koncepcja targów?
– Na samym początku ustaliliśmy z firmą BASF, że organizujemy targi, ale integralną ich częścią jest dwudniowe seminarium. Pamiętam, jak przed 8 laty pojechaliśmy oglądać potencjalną lokalizację targów. Wprawdzie dojazd w okolice Okęcia nie jest łatwy, ale obiekt robił dobre wrażenie. Takie opinie otrzymywaliśmy też od sadowników. W Warszawie jest bowiem niewiele miejsc, gdzie można pomieścić 1200 osób w jednej sali wykładowej. Podczas pierwszej edycji imprezy wykłady odbywały się w sali, która mogła pomieścić około 600 osób. Wtedy wydawało się nam, że gdy przyjedzie około 1000 osób, osiągniemy sukces. Tymczasem, ku naszemu zaskoczeniu, przyjechało znacznie więcej sadowników. W następnym roku wykłady przenieśliśmy więc do sali, do której mogło wejść 1200 osób. I tym razem sadownicy mile nas zaskoczyli – przyjechało ich około 3000. Na podstawie uzyskanych przez nas informacji szacujemy, że w ubiegłym roku, MTAS odwiedziło około 4000 osób. Oczywiście sadownicy przyjeżdżają na MTAS nie tylko po to, by wysłuchać ciekawych wykładów. Dużym zainteresowaniem cieszy się bowiem także wystawa. Sadownicy odwiedzają stoiska, zapoznają się z nowymi rozwiązaniami dedykowanymi dla produkcji sadowniczej, wymieniają uwagi, dzielą się swoimi praktycznymi spostrzeżeniami. Jeśli spędzaliby czas tylko w sali wykładowej, nie rozmawiając z wystawcami, to część wystawowa nie miałaby racji bytu, a przecież od wystawców też zależy jaki asortyment zobaczą sadownicy. Póki co, część wystawiennicza jest wykorzystywana do maksimum, część wykładowa, jeśli będzie taka potrzeba, pomieści dodatkowo 200– 300 osób.
Czy przypuszczał pan Profesor, że MTAS aż tak się rozwiną i staną się największą imprezą sadowniczą w Polsce?
– Zorganizowaliśmy już 7 spotkań i ta siódemka była dla nas szczęśliwa. Czy tak będzie dalej, trudno powiedzieć. Przyszłość zawsze stoi pod znakiem zapytania. Na efekt końcowy składa się bowiem wiele czynników, m.in. możliwości przygotowania ciekawej części wykładowej, bogata oferta wystawców. Należy się też liczyć z tym, że nasze plany mogą pokrzyżować warunki atmosferyczne. To wszystko sprawia, że trudno przewidzieć, jak będzie. Mam jednak nadzieję, że tak, jak w poprzednich latach, na MTAS przyjedzie wielu sadowników. W tym roku także będziemy chcieli przedstawić ciekawe doniesienia, jak również zagadnienia, o których jeszcze trudno uzyskać wyczerpujące informacje w naszym kraju.
Wykłady cieszą się dużym uznaniem sadowników. Czasem podawane są na nich rozwiązania, które chyba trudno wprowadzić do praktyki w naszych warunkach?
– Nasi sadownicy są naprawdę dobrze wykształceni i rozsądnie wprowadzają zagraniczne nowinki w swoich sadach. Nawet ci, którzy nie ukończyli studiów na kierunku ogrodnictwo, a mają dobrą praktykę, też świetnie sobie z tym radzą. W styczniu 2011 r. mówiliśmy np. o praktycznych podstawach stosowania giberelin. I proszę… kiedy patrzę na owoce w sadach, a jeżdżę po rejonie grójecko-wareckim dość często, widać, że nasi sadownicy z dobrym skutkiem wdrożyli j e do praktyki. W tym roku widziałem rewelacyjnie wyglądające gruszki odmiany ‘Konferencja’ i jabłka odmiany ‘Golden Delicious’. Obecnie nasze owoce często nie ustępują jakością tym produkowanym w Belgii czy Holandii. W wielu sadach zminimalizowano problem ordzawienia się jabłek ‘Golden Delicious’. Kiedy na naszym rynku pojawia się nowy produkt, warto podpowiedzieć sadownikom, kiedy, w jakich stężeniach i w jakim celu, na jakich odmianach najlepiej go stosować, a kiedy nie używać. Oczywiste jest, że sadownik po wysłuchaniu wykładu nie wszystko przenosi „żywcem” do swojego gospodarstwa, często rozważa argumenty „za” i „przeciw”, dokonuje też kalkulacji finansowej pod względem opłacalności. Analizuje, czy efekt, który można osiągnąć, uzyska na wszystkich, czy tylko w przypadku niektórych odmian. Ponadto nie od dziś wiadomo, że lepiej jest się uczyć na cudzych błędach i stosować już sprawdzone rozwiązania. Przecież nasi sadownicy są w czołówce Europy, mimo iż dość długo niektóre rozwiązania nie były dla nas dostępne.
Sadownicy cenią sobie MTAS za dobór tematów i dobre tłumaczenia wykładów. To także duża zasługa organizatorów.
– Tak, muszę nieskromnie przyznać, że jest to duży plus naszych targów. Tłumaczeniem zajmują się osoby, które znają sadownictwo od podszewki, dobrze znają też język obcy i dodatkowo… mają właściwy tembr głosu. Pierwszy raz słyszałem tak tłumaczony wykład i, mimo iż znam angielski, byłem urzeczony sposobem przekazywania informacji. Niektórzy z nich świetnie czują praktykę. Czasem prelegent nie zdąży dokończyć zdania, a tłumacz już mówi dalej. To pokazuje, jak bardzo są ze sobą zgrani w tłumaczeniu, a przekazywana w ten sposób wiedza łatwo dociera do słuchaczy.
[NEW_PAGE]Jakie tematy najbardziej interesują sadowników?
– Kiedyś przeprowadzaliśmy ankietę, w której prosiliśmy, aby sadownicy zasugerowali, jakich tematów im brakuje, co należy bardziej wyeksponować, na jakie zagadnienia powinniśmy zwrócić większą uwagę jako organizatorzy. Niestety, otrzymaliśmy tylko kilka odpowiedzi. Trudno bowiem, aby sadownicy jeszcze przed wysłuchaniem wykładów mogli odnieść się do tej kwestii. Natomiast ankiety zabrane przez respondentów do domu rzadko są odsyłane. Dlatego staramy się przede wszystkim poruszać tematy dotyczące uprawy głównych gatunków sadowniczych w naszym kraju. Zawsze zachęcamy mogą stanowić dla siebie wzajemnej konkurencji. Działając w pojedynkę, nie utrzymamy pozycji lidera w produkcji owoców. Dlatego podczas MTAS sadownicy mają okazję do zapoznania się z nowinkami dotyczącymi uprawy poszczególnych gatunków, jak i wymiany swoich poglądów.
Problemy związane z uprawą jabłoni chyba zawsze poruszane są podczas wykładów, niezależnie od tematu wiodącego?
– Na drugim spotkaniu grusza była tematem przewodnim, na trzecim – czereśnia, w ubiegłym roku trochę mówiliśmy o wiśni, odmianach deserowych i problemach związanych z ich produkcją. Uprawa np. moreli, brzoskwini czy winorośli ogranicza się raczej do południa i południowego zachodu kraju, i dla tych sadowników informacje na temat produkcji tych owoców będą bardziej przydatne niż plantatorom z centralnej Polski. Natomiast problemy związane z uprawą jabłoni zawsze są poruszane, szczególnie w kontekście Mazowsza. Trudno się temu dziwić. Potencjał produkcyjny jabłek w naszym kraju wynosi już ponad 3 mln ton. W tym roku zebraliśmy ich ponad 2,5 mln ton, mimo że wiosną w niektórych rejonach kraju wystąpiły przymrozki. W tym roku sadownicy też mogą liczyć na doniesienia odnośnie uprawy jabłoni, a także na nowinki. Wśród prelegentów nie zabraknie zarówno krajowych przedstawicieli nauki i doradztwa, jak i specjalistów z zagranicy. Chcemy bowiem, aby sadownicy mogli otrzymać ciekawe podpowiedzi nie tylko od naszych krajowych naukowców, lecz także uzyskać informacje na temat produkcji sadowniczej w innych krajach i to „z pierwszej ręki”.
Współorganizowanie tak dużej imprezy sadowniczej to odpowiedzialność i ciężka praca. Jak udaje się panu Profesorowi to wszystko pogodzić?
– Lubię wyzwania, to mnie mobilizuje. Ogromny wkład w organizowanie tej imprezy wnosi też BASF. Ponadto nie pracuję s am. W pomoc w organizowaniu targów zaangażowani są także pracownicy naszej Katedry, doktoranci, a także studenci – powierzam im m.in. organizowanie stoiska katedralnego. Myślę, że to dobre rozwiązanie. Jeśli młody człowiek otrzymuje zadanie i może opracować koncepcję, a potem ją zrealizować, to czuje się odpowiedzialny, potrzebny i spełniony. Należy pozwolić, aby młodzi podejmowali i realizowali wyzwania – powinniśmy wyzwalać ich potencjał, dawać szansę rozwijać umiejętności kreatywnego rozwiązywania problemów oraz pracy w zespole. Sami studenci często zaznaczają, że potrzebują tego typu kontaktów z ludźmi i z nowościami, a to przekłada się na praktykę. Dla niektórych kontakty z wystawcami podczas takich imprez są szansą na podjęcie pracy, dla innych motywacją, aby założyć własną grupę czy zająć się własną działalnością. Często na targi przyjeżdżają też ich rodzice i znajomi.
Co roku na MTAS pojawia się coś nowego zarówno na wystawie, jak i na wykładach.
– Staramy się, aby każdego roku wykłady były ciekawe, a jednocześnie poświęcone innej tematyce. Aby dotyczyły najważniejszych problemów uprawy, przedstawiały nowe ciekawe rozwiązania, wskazywały możliwość włączania nowych osiągnięć nauki do istniejących metod produkcji i technologii przechowywania owoców. Natomiast na wystawie pojawiają się nowe firmy, często zagraniczne. O tym, że wciąż udaje się nam zainteresować sadowników MTAS świadczy frekwencja odwiedzających je osób. Mam nadzieje, że w najbliższych targach sadownicy będą równie licznie uczestniczyć. Już dziś serdecznie ich na nie zapraszamy.
Rozmawiała Monika Strużyk