Mówiono o tym podczas zakończonego w piątek wieczorem VII Międzynarodowego Sympozjum Ekologii Łosia. Od poniedziałku do czwartku obrady odbywały się w Białowieży (Podlaskie), w piątek specjaliści wizytowali m.in. Biebrzański Park Narodowy, który jest polską ostoją łosia.
Zastępca dyrektora ds. naukowych Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży dr Rafał Kowalczyk powiedział, że w ustawie o ochronie przyrody nie ma jasnych zapisów, kto ponosi prawną odpowiedzialność i powinien wypłacić odszkodowanie prywatnemu właścicielowi lasu, gdy zniszczeń dokonają tam łosie. A takie sytuacje powodują w społeczeństwie złe nastawienie do łosi, podczas gdy potrzebna jest większa akceptacja dla tych zwierząt, będących dużą atrakcją polskiej przyrody.
Przed sądem w Warszawie trwa proces z powództw kilkunastu prywatnych właścicieli lasów w województwie podlaskim, którzy domagają się odszkodowań od ministra środowiska. Kwoty wahają się od kilku tysięcy nawet do ok. 50 tys. zł. Stołeczny sąd zdecydował o powołaniu biegłego do oszacowania tych szkód, co jest zgodne z wnioskiem rolników. Wcześniej zdecydował, że zapozna się też z aktami podobnych spraw w Białymstoku i Suwałkach, w których odszkodowania zostały zasądzone.
W 2010 roku białostockie sądy prawomocnie zasądziły rolnikowi z Downar (Podlaskie) ponad 2,3 tys. zł z odsetkami odszkodowania od Skarbu Państwa, reprezentowanego przez ministra środowiska. Minister pieniądze wypłacił.
Naukowcy ocenili, że w Polsce nadchodzi czas na to, by – w miejscach gdzie łosi jest dużo i wyrządzają szkody w lasach oraz dochodzi do coraz większej liczby wypadków drogowych z udziałem tych zwierząt – można było na nie polować. Obecnie jest to niemożliwe, bo od 2001 roku obowiązuje całoroczne moratorium na polowania na te zwierzęta. Jednocześnie formalnie łoś nie jest zwierzęciem objętym ochroną, a znajduje się na liście zwierząt łownych. W 2012 roku minister środowiska, po badaniach nad dalszą strategią wobec łosi w Polsce zleconych naukowcom pod kierownictwem profesora Uniwersytetu w Białymstoku Mirosława Ratkiewicza, zdecydował, że moratorium będzie nadal obowiązywać bezterminowo. Naukowcy m.in. proponowali dopuszczenie redukcji łosi w wybranych miejscach, na podstawie wcześniejszej szczegółowej analizy dokonanej przez specjalistów. Proponowali też inne rozwiązania, które powinny się przyczynić do ograniczania szkód, np. wykaszanie poboczy, aby poprawiać widoczność na drogach.
Dr Rafał Kowalczyk mówi, że minister utrzymując moratorium „wolał być ostrożny”, ale nie jest według niego rozwiązaniem utrzymywanie obecnego stanu prawnego, bo „może to nie przynieść dobrych efektów”. Na konferencji mówiono, że przy zrównoważonym podejściu, redukcje w miejscach, gdzie łosi jest dużo, mogłyby być rozwiązaniem.
Na konferencji wskazywano również m.in. na konieczność przeprowadzenia skutecznej, szerokiej kampanii społecznej zachęcającej kierowców do wolniejszej, bezpieczniejszej jazdy w związku z ryzykiem wypadków drogowych z udziałem łosi. Dotychczas takie akcje odbywały się w wąskim zakresie, w niektórych miejscach.
Nie ma danych ile było takich wypadków, ale jest ich coraz więcej. Kowalczyk powiedział, że trzeba edukować nt. zagrożenia, jakim jest na drodze tak duże zwierzę jak łoś.. „Możemy poszerzać pobocza, stawiać słupki, jednak gdy kierowcy nie będą zdejmować nogi z gazu, nic z tego nie będzie” – powiedział Kowalczyk.
Z danych przedstawionych przez naukowców i leśników ministrowi środowiska wynika, że w Polsce jest około 16 tys. łosi. Populacja tych zwierząt powiększa się.
Źródło: