Grecja może się spodziewać niebawem przyjazdu rosyjskich inspektorów mających zweryfikować same zakłady i ich produkcję pod kątem zgodności z wymaganiami rosyjskich norm i rynku. Po udanej dla obu stron wizycie premiera Grecji w Rosji techniczne kwestie nie są problemem. Za to problemy mogą pojawić się później.
Na razie chodzi o przygotowanie technicznych warunków szybkiego wznowienia eksportu w przypadku cofnięcia rosyjskiego embarga (w Rosji określa się je mianem „kontrsankcji”). W pierwszej kolejności miały zostać poddane inspekcji zakłady mięsne. Potem – ewentualnie – miano zająć się sektorem ogrodniczym. Wygląda jednak na to, że producenci owoców i warzyw nie będą czekać zbyt długo. Strona rosyjska bowiem ze zrozumieniem przyjęła prośby Grecji o uchylenie embarga. I choć Kreml – jak zawsze pryncypialnie – przestrzega prawideł WHO i innych regulacji międzynarodowego rynku, więc nie może uchylić embarga wobec jednego tylko państwa (czy wybranych – w domyśle: Cypr, Węgry) unijnego, to można szukać sposobów na obejście tego ograniczenia. Takim wyjściem – wstępnie sygnalizowanym już w marcu – miałyby być zakłady przetwórcze postawione w Rosji przez kontrahentów z państw objętych embargiem i przetwarzające zakazane owoce czy warzywa. Cierpiącym z powodu zamknięcia granicy z Rosją greckim sadownikom (utrata rynku m.in. dla około 20 tys. ton truskawek i 60 tys. ton brzoskwiń) takie rozwiązanie zupełnie się nie spodobało – tych owoców się nie przetwarza – jak stwierdzili – idą one na rynek świeże, albo gniją. Trochę to niejasne stanowisko, bowiem Grecja jest potentatem w produkcji puszkowanych brzoskwiń (w 2009 r. zawarła z Rosją kontrakt na dostawy 200 tys. ton tego produktu, choć obecnie chyba nie dysponuje taką ilością potrzebnych owoców). Znaleziono więc szybko inną propozycję: joint venture.
Grecja oficjalnie deklaruje, że jej porozumienia i współpraca z Rosją nie narusza międzynarodowych zobowiązań kraju (np. wobec UE), zaś rosyjskie służby zapewniają, że dołożą wszelkich starań, by nowobudowanym kanałem nie wpływały na rynek rosyjski produkty żywnościowe z innych państw objętych embargiem tak, jak obecnie trafiają tam białoruskie owoce morza czy serbskie Idaredy.
UE mocno lakonicznie komentuje poczynania Greków motywowane ogromnymi stratami – jesienią ubiegłego roku szacowali oni swoje uszczerbki w branży sadowniczej na około 50 mln euro. Według rzecznika KE Margaritasa Schinasa rzeczywiście jedyną kategorią greckich produktów, jakie ucierpiały na wprowadzonym przez Rosję embargu były owoce (w całym segmencie rolno-spożywczym eksport do Rosji stanowił około 2%), ale Grecja znalazła inne rynki zbytu, zwiększając swój eksport o 30 mln euro.
Eksportując swoje świeże czy puszkowane brzoskwinie i inne owoce może Grecja zaimportować do UE puszkę Pandory – wywołać ekonomiczne i polityczne niesnaski w gronie wspólnoty. Jakby co, zawsze może udać Greka…
Zaś o brzoskwiniach oraz morelach na naszym własnym podwórku będzie mowa już niebawem – w Sandomierzu, na Zamku Kazimierzowskim. W niedzielę, 26 kwietnia odbędzie się tam VII Ogólnopolskie Spotkanie Producentów Brzoskwiń i Moreli. W programie – między innymi o opłacalności ich uprawy w warunkach Polski.
pg