Węgierskie szkółkarstwo roślin ozdobnych przeszło w ciągu ostatnich lat znaczne przeobrażenia będące wynikiem przemian gospodarczych. Doszło do prywatyzacji zakładów produkujących drzewa i krzewy, powstały nowe punkty sprzedaży, ożywiono wymianę handlową z Zachodem. Jednocześnie wiele jest jeszcze do zrobienia.
Węgrzy sami przyznają, że aby — pod względem poziomu produkcji — dogonić polskich kolegów, potrzebowaliby co najmniej czterech dodatkowych lat. Mówią tak przede wszystkim na podstawie tego, co zobaczyli w trakcie podróży po naszych szkółkach, traktując te wizyty jako ważne, poglądowe lekcje. Dobrze, że dochodzi do rewizyt, które także są bardzo pouczające. W ubiegłym roku, podczas tradycyjnego wyjazdu szkoleniowego, członkowie Związku Szkółkarzy Polskich odwiedzili trzy węgierskie szkółki. | ||||||
PLUSY I MINUSY | ||||||
Nasze wysokie notowania, rzecz jasna, cieszą, ale przyglądnięcie się warunkom, w jakich gospodarują „bratankowie” uzmysławia zarazem, że mogą oni być bardzo konkurencyjni. Posiadają bowiem w rękach ważne atuty. Po pierwsze, wilgotny, łagodny klimat — podgórski (jak na zachodzie kraju) czy „śródziemnomorski” (na północnym wybrzeżu Balatonu), który sprawia, że rośliny mają tam lepsze niż w Polsce warunki rozwoju. Po drugie, rzucają się w oczy duże powierzchnie zajęte pod gruntowe uprawy dużych krzewów i drzew, m.in. alejowych, których prawie nie widać w Polsce, a które są ważnym produktem eksportowym Węgrów. Trafiają m.in. do Niemiec, Austrii, Słowenii. Z drugiej strony widać, że zakłady są niedoinwestowane. Spośród około 500 szkółek roślin ozdobnych, jakie funkcjonują w tym kraju (taka grupa posiada specjalne pozwolenie, niezbędne na Węgrzech do prowadzenia tego typu działalności), większość ma niewielką, najwyżej paruhektarową powierzchnię. Są jednak wyjątki, przy czym z reguły te duże szkółki były jeszcze niedawno państwowymi gigantami. Ich prywatyzacja, którą rozpoczęto na początku lat 90., wymagała sporych nakładów. Tymczasem potrzebne są też pieniądze na odbudowę zaniedbanej infrastruktury, o poziomie wyraźnie odbiegającym od polskiego. Węgrzy często korzystają ze zdekapitalizowanych budynków czy używają, niespotykanych już w naszych szkółkach, pojemników — „worków” z czarnej folii lub kubków do nabiału (fot. 1). Zarazem lepiej niż w Polsce rozwijają się na Węgrzech centra ogrodnicze, dla których rodzime szkółki nie stanowią tak mocnej konkurencji, jak u nas. Kwitnie też sprzedaż wysyłkowa drzew, krzewów, bylin i innych produktów ogrodniczych. Austriacka firma Starkl w ciągu 8 lat działalności na Węgrzech nie tylko zbudowała duże, nowoczesne hale w miejscowości Szombathely i bogato wyposażyła je w sprzęt do kompletowania oraz pakowania roślin, ale także otworzyła w sąsiedztwie centrum ogrodnicze (fot. 2). Między innymi dzięki częstym akcjom promocyjnym jest ono znane w całym kraju. Warto dodać, że na Węgrzech działają trzy organizacje branżowe: Związek Szkółkarzy Zachodnich Węgier, Związek Szkółkarzy Wielkiej Niziny Węgierskiej, Związek Szkółkarzy Południowych Węgier. Zrzeszenia te zdają się konkurować ze sobą, na przykład w podobnym czasie organizują lokalne wystawy (pierwszy ze związków — w połowie sierpnia, w Szombathely, a drugi — na początku września, w Ketskemet), nie stworzyły natomiast wspólnej imprezy ani reprezentacji. | ||||||
SPRYWATYZOWANE GIGANTY | ||||||
Największą szkółką na Węgrzech, a zarazem jedną z najbardziej znanych, jest Prenor. Powstał 50 lat temu w Szombathely jako zakład zieleni miejskiej, w rejonie sławnym już przed wojną z produkcji drzew i krzewów, której sprzyja podgórski mikroklimat z opadami 700–750 mm rocznie oraz długi okres wegetacji. Obecnie Prenor gospodaruje na powierzchni 200 ha, z której większość zajęta jest pod uprawy gruntowe (fot. 3). W szkółce tej nie ma jednak ścisłej specjalizacji: na 12 hektarach znajduje się kontenerownia, jest także dział produkcji „młodzieży”, który w 90–95% realizuje zapotrzebowanie macierzystej firmy na materiał wyjściowy. Ukorzenianie sadzonek oraz szczepienie odbywa się w starych szklarniach, gdzie kiedyś uprawiano goździki (fot. 4). Od 5 lat sadzonkuje się w multiplatach, maszynowo napełnianych podłożem (litewski torf z dodatkiem żwiru). Dzięki produkcji w wielodoniczkach, z których ukorzenione rośliny przesadzane są do pojemników P9, skrócono jej cykl o prawie rok, a tę samą powierzchnię szklarni wykorzystuje się w jednym sezonie 3–5-krotnie. Rocznie z sadzonek produkuje się 1–1,3 mln roślin iglastych, mniej więcej tyle samo liściastych, a dodatkowo szczepi 50–80 tys. okazów. Prenor posiada trzy punkty sprzedaży detalicznej, w których zbywane jest 30% wyprodukowanych krzewów i drzew. Resztę kieruję się na eksport (40%) lub do innych węgierskich punktów sprzedaży. Szkółka znana jest z kilku cennych, własnych odmian, które wyselekcjonował były dyrektor przedsiębiorstwa, Miklos Josza. Należą do nich m.in.: bluszcz pospolity (Hedera helix) 'Balkon’, o bardzo krótkich międzywęźlach; lipa drobnolistna (Tilia cordata) 'Savaria’, o bordowych przyrostach; brzoza brodawkowata (Betula pendula) 'Bibor’, o czerwonym, trwałym kolorze liści (fot. 5). Tę ostatnią rozmnaża się metodą kultur tkankowych (in vitro). Na zlecenie Prenora robi to węgierskie laboratorium lasów państwowych. Firma zatrudnia w sumie 250 pracowników, z których 120 to jej udziałowcy. Jest ona obecnie spółką ich (65% udziałów) i miasta Szombathely. Jak podkreślił szef produkcji szkółki, Janos Bezak, prywatyzacja była nie tylko długim, ale i kosztownym procesem. Nie wszyscy jednak mieli szansę kupić udziały — pozbawieni jej byli ci, którzy nie przepracowali co najmniej 2 lat w tym zakładzie oraz emeryci. Alsótekersi Faiskola KFT z Balatonvilagos nad Balatonem to również niedawno sprywatyzowana szkółka, o bogatych tradycjach. Sięgają one XIX wieku. Obecnie jest ona w rękach byłego dyrektora tego przedsiębiorstwa, Elemra Barabitcsa, który kupił od państwa rośliny i infrastrukturę szkółki, natomiast grunty wydzierżawił. Szkółki zajmują 150 ha. Specjalizują się głównie w gruntowych uprawach drzew i krzewów liściastych, przede wszystkim alejowych (fot. 6), które w ofercie reprezentowane są przez 120 gatunków i odmian (m.in. Tilia tomentosa 'Seleszte’ wyselekcjonowana w Alsótekersi — fot. 7). Czarnoziemne gleby mają dobrą strukturę, ale wysokie pH, dochodzące do 8,5. Mało jest w tym rejonie opadów, około 500 mm rocznie, dlatego szkółka musi być sztucznie nawadniana. Produkuje się ponadto sporo krzewów róż (250 tys. rocznie), także na potrzeby przemysłu perfumeryjnego. W sprzedaży znajduje się również 70 taksonów krzewów i drzew owocowych. Jak podkreślił E. Barabitcs, jest to niewiele w porównaniu z poprzednią epoką, kiedy Alsótekeresi stanowić miało bazę produkcji materiału sadowniczego dla całej RWPG — wówczas sprzedawano rocznie do 1,5 mln drzewek i krzewów, dziś 20 razy mniej. Dwa i pół hektara zajmuje kontenerownia. Obecny właściciel nie rozmnaża roślin we własnym zakresie (w przedsiębiorstwie nie ma ani jednego tunelu czy szklarni). Prace te zleca swoim pracownikom, którzy „po godzinach” sadzonkują krzewy na własnym terenie. Mateczniki prowadzą sami lub sadzonek dostarcza E. Barabitcs. Część prac pielęgnacyjnych w szkółce gruntowej, np. ręczne odchwaszczanie, także wykonywana jest „na zlecenie”, przez okolicznych mieszkańców (zwykle rodziny stałych pracowników, których jest około stu). Teren został podzielony na kwatery, za które odpowiedzialni są poszczególni zleceniobiorcy. Jest to zresztą powszechny model funkcjonujący w dużych szkółkach węgierskich. 20% towaru wyprodukowanego w Alsótekeresi trafia do sprzedaży detalicznej — w firmowych centrach ogrodniczych, z których jedno znajduje się przy szkółce, nad Balatonem, a drugie w Budapeszcie. Reszta roślin kierowana jest do hurtowni i na eksport. | ||||||
OD LAT NA SWOIM | ||||||
Drugą, obok Prenora, najbardziej znaną w Europie szkółką węgierską jest Silvanus. Historia tego przedsiębiorstwa jest nietypowa, gdyż znajduje się ono w rękach prywatnych już od 15 lat. Jak podkreśla właściciel, Jen Nmeth, początki działalności były bardzo trudne. Udało mu się jednak przetrwać i obecnie gospodaruje już na 70 ha (w najbliższym czasie powiększy szkółkę o kolejne 70 ha). Pola znajdują się w kilku miejscach. Szczególnie cenny jest, ostatnio zakupiony, teren o powierzchni 25 ha — o dobrej, torfowej glebie. Dzięki temu polu, które nabył, zniwelował i zmeliorował nakładem 90 mln forintów (ponad 1,4 mln zł), J. Nmeth rozwinął produkcję gruntową krzewów ozdobnych. Stała się ona teraz domeną szkółki. Wymienione fundusze pochodziły w jednej trzeciej z własnych oszczędności właściciela (fot. 8), ale w większości zostały pokryte z kredytu (oprocentowanie 22%, przy inflacji 10%). 20 mln forintów uzyskał J. Nmeth z funduszu PHARE; dotacje takie przyznawane są m.in. na prace melioracyjne i budowę dróg. 25-hektarowe pole położone jest między dwiema rzeczkami. Wodą z jednej z nich — za pośrednictwem stacji pomp — podlewa się rośliny. Krzewy na tej kwaterze posadzono po raz pierwszy wiosną 1998 r. (wcześniej rosły w doniczkach „dziewiątkach”). Obserwowane rok później przyrosty były imponujące (fot. 9). Rośliny te od jesieni ubiegłego roku przesadzano do pojemników lub balotowano. Trafiają one do jednego z czterech budapeszteńskich punktów sprzedaży należących do J. Nmetha lub jego hurtowni Hungaroplant. Dla jej potrzeb przedsiębiorca ten skupuje też rośliny od innych węgierskich szkółkarzy, a ponadto importuje drzewa i krzewy z Holandii (40% sprzedawanego wiosną towaru). Jednocześnie eksportuje część materiału swojej produkcji — m.in. do byłej Jugosławii i na Słowację. Właściciel Silvanusa rozwija także kontakty z Polską — jako pierwszy wystawca z Węgier pojawił się w ubiegłym roku na wystawie „Zieleń to Życie”. Z pewnością warto więc śledzić rozwój tej szkółki, a także innych „bratnich” przedsiębiorstw. |